Związek Przedsiębiorców i Pracodawców zaprotestował przeciwko projektowi podręcznika elektronicznego, twierdząc, że zniszczy on rynek wydawniczy w Polsce i ograniczy liczbę miejsc pracy w tym sektorze. To dość dziwne argumenty jak na organizację broniącą wolności gospodarczej. Stanowisko ZPP można znaleźć na ich stronie. Tymczasem po dyskusji na Facebooku postanowiłem zebrać do kupy wszystkie kontrargumenty i przesłać je do ZPP w liście o takiej treści:
Szanowni Państwo,
Od kilku dni aktywnie występujecie w obronie rynku wydawców podręczników szkolnych, którym zagrozić ma projekt podręcznika elektronicznego. O ile jestem gorącym zwolennikiem dotychczasowych działań ZPP na rzecz uwolnienia polskiej gospodarki, o tyle w tym konkretnym przypadku z ogromnym zdumieniem widzę, że ZPP staje po stronie etatyzmu.
Przede wszystkim obecny rynek podręczników szkolnych nie ma nic wspólnego z wolnym rynkiem. Edukacja szkolna jest obowiązkowa. W jej ramach obowiązkowy jest zakup podręcznika szkolnego. Tą drogą z kieszeni rodziców — którzy też są przecież osobami prywatnymi i przedsiębiorcami — wydawnictwa szkolne wyciągają ponad 1 miliard zł rocznie. Co więcej, robią to w sposób często nieetyczny (Prokuratura wkroczyła do polskich szkół, Szkoły kazały uczniom kupować droższe podręczniki), wykorzystując fatalną sytuację finansową szkół i za jałmużnę w postaci np. rzutnika wciągają je do procesu dojenia rodziców. Tak długo jak było to możliwe utrudniali też wykorzystanie podręczników używanych. Dopiero w 2012 roku — wobec powszechnej krytyki — Polska Izba Książki uchwaliła listek figowy w postaci kodeksu etyki, którego wpływ na rzeczywistość jest mniej więcej taki jak ograniczeń prędkości na drogach. To nie jest wolny rynek.
Piszą Państwo dużo o konkurencji i fatalnym wpływie interwencji państwa. W pełni popieram, tylko najwyraźniej wydawcy nie powiedzieli wam, że rocznie to samo państwo — poza haraczem ściąganym z rodziców — dofinansowuje ich pieniędzmi publicznymi (Fundacja Nowoczesna Polska: Publiczne dotacje dla wydawców). Wysokość subwencji przekazanych samym największym wydawcom w latach 2009-2011 znacznie przekroczyła cały budżet projektu e-podręcznika:
- Grupa Wydawnicza PWN – 15 592 242,29 zł
- Wydawnictwa Szkolne i Pedagogiczne – 25 744 624,93 zł
- Nowa Era – 1 210 400,00 zł </ul> Dofinansowanie to nie obejmuje subwencji przekazanych na poziomie samorządowym. Dodatkowo w latach 2009-2012 wydawnictwa otrzymały ponad 450 mln zł z publicznych pieniędzy w ramach programu "Wyprawka szkolna". Mówienie w tym kontekście o wolnym rynku ośmiesza ZPP. Jako zwolennikom austriackiej szkoły ekonomii nie trzeba chyba wyjaśniać jaki wpływ na ceny ma ten gigantyczny strumień pieniędzy rządowych zasilających "wolny rynek" podręczników? Otóż ma on dokładnie taki sam wpływ jak 1,5 miliarda złotych pompowanych rocznie przez ZUS w rynek usług pogrzebowych — czyli po prostu windowanie cen do poziomu pozostającego bez żadnego związku z "konkurencją" czy "wolnym rynkiem". Piszecie też o "miejscach pracy" na rynku podręczników. Stosując ten odwołujący się do emocji argument możecie podać sobie dłonie z OPZZ czy ZNP. Tylko, że celem szkolnictwa w Polsce jest edukacja, a nie tworzenie miejsc pracy w wydawnictwach (ZPP) ani szkołach (ZNP) kosztem rodziców. Narzekacie na ogromne koszty pracy w Polsce wynikające m.in. z konieczności utrzymania przywilejów branżowych — i sami bronicie haraczu o bardzo podobnym charakterze! Jak widać "wolność gospodarczą" można traktować bardzo dialektycznie.