Niedawno zakończyły się konsultacje społeczne nowego programu ochrony powietrza w Małopolsce, do których również zgłosiłem uwagi. Moim głównym celem było pokazanie, że problem smogu w Krakowie nie jesty tylko problemem prawnym (brak zakazu palenia węglem), ale przede wszystkim cywilizacyjnym. Ma to istotne konsekwencje – da się go rozwiązać tylko przy współdziałaniu wielu organów władz samorządowych i centralnych. W przeciwnym razie nic z tego nie będzie.
Po pierwsze, program nie zawiera żadnych konkretnych etapów działań oraz oczekiwanych skutków, które umożliwiałyby weryfikację jego skuteczności w czasie obowiązywania (harmonogram). Można odnieść wrażenie, że doprowadzenie stężeń do poziomów dopuszczalnych ma się odbyć z dnia na dzień — wczoraj był smog, dzisiaj nie ma . Nie wątpię, że autorzy zakładają stopniową poprawę powietrza w trakcie trwania programu, jednak założone tempo tych zmian powinno być w tym dokumencie ujawnione. Wiadomo co będzie inaczej — czekanie aż “samo się zrobi” do 2019 roku, a potem starannie przećwiczone panika.
W programie brak jest też analizy ryzyka dla działań proponowanych w programie. Kluczowym ryzykiem dla większości wymienionych w programie działań jest to, że po prostu nie będą realizowane lub będą realizowane w sposób pozorowany z powodu braku faktycznego zaangażowania ze strony podmiotów zobowiązanych do ich realizacji. Analiza ryzyka powinna to uwzględniać i przewidywać odpowiednie środki profilaktyczne. Do tego jednak znowu potrzebny jest harmonogram i określone cele etapowe.
Kolejnym założeniem jest trzyletni okres aktualizacji programu ale brak konkretnych celów (wyrażonych np. w postaci stężeń) na koniec każdego okresu stwarza ryzyko, że aktualizacja będzie miała charakter formalności, pozostającej bez związku z realnym stopniem poprawy (lub dalszego pogorszenia) jakości powietrza.
Jednym z głównych działań ograniczających – w intencji autorów – powstawanie smogu są dotacje na wymianę pieców na paliwa stałe, które jednak w dużym stopniu ignorują ekonomiczne aspekty ogrzewania domów. Z punktu widzenia właścicieli domów wymiana pieca węglowego na gazowy lub elektryczny jest sprzeczna z jego interesem ekonomicznym ze względu na koszt paliwa.
Koszt wymiany pieca jest kosztem jednorazowym, koszt paliwa będzie on ponosił stale — a w Polsce węgiel jest na potęgę subsydiowany. Jest to główna przyczyna zjawiska polegającego na wymianie pieców w drugą stronę – z gazowych na węglowe – głównie na osiedlach domów jednorodzinnych (np. Kliny, Grzegórzki). Działania wspierające muszą ten aspekt uwzględniać, jeśli mają być skuteczne. Kluczowe jest w tym przypadku przeprowadzenie szeregu równoczesnych działań, dzięki którym wymiana pieców będzie stanowić trwałą ekonomiczną korzyść dla mieszkańców.
- Działania edukacyjne, pokazujące mieszkańcom koszty generowane przez słabą izolację budynków, niewłaściwy dobór mocy pieca do powierzchni domu (zwykle zawyżonej) czy niewłaściwy sposób spalania węgla. Np. zmiana współczynnika energochłonności budynku ze 150 do 100 kW/m2 oznacza oszczędność rzędu 3-4 tys. zł na ogrzewaniu węglem rocznie i ponad 5 tys. zł przy ogrzewaniu gazem. Wielu mieszkańców nie posiada żadnej wiedzy w tym zakresie i opiera się na różnego rodzaju obiegowych informacjach i mitach rozpowszechnianych np. przez producentów pieców.
- Wsparcie finansowe termomodernizacji budynków prywatnych, np. za pomocą niskooprocentowanych kredytów ‐ w "pakiecie" (lub wręcz jako warunek) dopłat do wymiany pieców. </ul> Bardzo słuszny jest wyrażony w programie postulat wpływania na ustawodawcę (str. 59) w celu ograniczenia kosztu "czystych" paliw — np. zwolnień z akcyzy do celów grzewczych. Zmiany te, wobec nieuniknionego oporu Ministerstwa Finansów, należy uzasadnić ograniczeniem kosztów opieki zdrowotnej, śmiertelności oraz zwiększonej zachorowalności w obszarach dotkniętych smogiem, które powinny zrównoważyć lub przewyższyć bezpośrednie koszty dla budżetu. Teraz dochodzimy jednak do prawdopodobnie najistotniejszego aspektu smogu w Krakowie. Znaczna część niskiej emisji jest problemem społecznym a nie tylko ekonomicznym — dotyczy to w szczególności mieszkań komunalnych ulokowanych w kamienicach z początku XX wieku w centralnych dzielniach Krakowa. Są to często budynki fatalnie ocieplone, z wysokimi pomieszczeniami i ze starą stolarką okienną. Część z nich ma nadal wspólne toalety na nieogrzewanych korytarzach, a mieszkańcy ‐ często osoby starsze ‐ są zmuszone codziennie nosić węgiel z piwnic, zaś ze względu na wysokie koszty ogrzewania spalają każdy palny materiał jaki jest dostępny. Wszystkie opisane w projekcie działania techniczne i administracyjne będą wobec tych budynków nieskuteczne, bo środkami na wymianę i ‐ co ważniejsze ‐ eksploatację nowych metod ogrzewania nie dysponuje ani właściciel (czyli zwykle miasto), ani tym bardziej ich mieszkańcy. A dokładniej, miasto dysponuje tymi środkami inaczej — np. na nową halę do gry w rugby za 6 mln zł. Konieczny jest więc długoterminowy program społeczny, obejmujący budowę lub wynajem nowych mieszkań komunalnych w wysokim standardzie energetycznym, ogrzewanych z sieci ciepłowniczej, do których będą kierowani nowi i dotychczasowi użytkownicy starych mieszkań komunalnych. Z punktu widzenia miasta efekt finansowy netto takiej inwestycji będzie pozytywny jeśli budynki te zostaną przeznaczone na dzierżawę na rynku komercyjnym, a wobec nowych najemców lub nabywców mieszkań lub kamienic będzie można już egzekwować nowe metody ogrzewania zapisane w projekcie. Na zakończenie pozwolę sobie przypomnieć, że jeszcze pod koniec XIX wieku mieszkańcy Krakowa pozbywali się ścieków i nieczystości metodami znanymi ze Średniowiecza. Łatwo sobie wyobrazić jaki rejwach i sprzeciwy musiały wywoływać próby ucywilizowania tego problemu — że się nie da, że bieda, że to, że tamto. A potem przyszedł Józef Dietl i nagle się okazało, że się da — pojawiła się kanalizacja, wozy asenizacyjne itd. Gdybyśmy wtedy posłuchali tych, co mówili, że "się nie da" to nadal byśmy pewnie wylewali nocniki na ulice...