Religia i różnorodność etniczna

2011-08-30 00:00:00 +0100


Dwa ciekawe badania opublikowane w ostatnim czasie — jedno na temat religii, drugie na temat różnorodności etnicznej. W “Bogu urojonym” Richarda Dawkinsa najbardziej irytowało mnie dość uporczywe, zwłaszcza jak na naukowca, wypieranie możliwości, że religie spełniają być może jakąś pożyteczną rolę w rozwoju społeczeństw. Hipoteza “wirusowa” mająca tłumaczyć fakt, że praktycznie nie ma cywilizacji, które nie miałyby jakiejś religii, była dorabiana tak na siłę, że aż żałosna.

Według Davida Hughes z Pennsylvania State University (Does Religion Influence Epidemics?) religie mogły w przeszłości decydować o przetrwaniu cywilizacji zwłaszcza dzięki podniesieniu do rangi cnoty miłosierdzia, poświęcenia się dla ratowania innych i miłości do bliżniego nie wynikającej jedynie z więzów rodzinnych. W przypadku wielkich epidemii chorób zakaźnych umożliwiało to częściowe ich opanowanie i ograniczenie liczby ofiar (patrz też inne badania).

Co więcej, różne religie traktowały chorych w różny sposób, co mogło się przekładać na skuteczność wyznających je cywilizacji. Autorzy wskazują też na szczególną rolę chorych w chrześcijaństwie. Nieprzypadkowo więc największymi instytucjami humanitarnymi są organizacje takie jak Czerwony Krzyż, a pielęgniarki w szpitalach nazywamy nadal “siostrami”.

Z punktu widzenia inżynierii społecznej największym sukcesem religii wydaje mi się właśnie modyfikowanie instynktowych zachowań jednostek w celu maksymalizacji zachowań korzystnych dla całej populacji. Co więcej, w odróżnieniu od prymitywnego zamordyzmu XX-wiecznych kolektywistów spod znaku sierpa i młota oraz swastyki, religie robią to niejako “od środka”. Ze wszystkimi tego konsekwencjami, bo należy pamiętać o polowaniach na czarownice i protestanckim etosie, który w XX wieku według Macieja Zaremby sprzyjał upowszechnieniu eugeniki.

***

Kolejna ciekawa praca (The Out of Africa hypothesis, human genetic diversity, and comparative economic development) opublikowana niedawno dotyczy związku rożnorodności etnicznej z sukcesem gospodarczym danego społeczeństwa. Autorzy, Quamrul Ashraf i Oded Galor, wskazują na dwa przeciwstawne czynniki — z jednej strony jednorodność etniczna populacji ułatwia komunikację i zapewnia pewien kredyt zaufania między jej członkami, z drugiej strony jednak sprzyja stagnacji i ogranicza kreatywność.

Co jednak ciekawe, zależność sukcesu gospodarczego od zróżnicowania etnicznego nie ma charakteru liniowego tylko wygląda jak odwrócona parabola (litera “U”). Innymi słowy istnieje pewien poziom optymalny, między zróżnicowaniem a jednorodnością etniczną populacji. Stosunek ten wynosi około 0.721 i według autorów najbliżej niego znajdują się Stany Zjednoczne. Teoretyczne zwiększenie w neolicie różnorodności najbardziej homogenicznej populacji jaką jest dzisiejsza Boliwia o 1 punkt procentowy zwiększyło by jej dzisiejszy PKB o 39%. W drugą stronę zadziałałoby to w Etiopii, która jest z kolei krajem skrajnie przemieszanym pod względem etnicznym.

Badania niewątpliwe ciekawe i stojące w sprzeczności zarówno z marzeniami rasistów (białych, czarnych i innych kolorów), nacjonalistów, jak i miłośników totalnego multikulti. Zastanawiam się tylko jak to jest z tą komunikacją i zaufaniem w społeczeństwach homogenicznych, skoro Polacy będąc relatywnie homogeniczną populacją tak straszliwie sobie nawzajem nie ufają?.