Na stronach Sejmu pojawił się właśnie projekt nowelizacji ustawy prawo autorskie. Nowelizacja rozszerzałaby definicję dozwolonego użytku osobistego na kontakty osobiste. Projekt: o zmianie ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych
Kierunek mi się podoba ale projekt jest napisany w sposób budzący poważne wątpliwości. Moim zdaniem na tym poziomie możnaby napisać założenia do projektu a nie sam projekt nowelizacji ustawy. O co chodzi? Ano o to, że rozdział “Uzasadnienie” właściwie nic nie uzasadnia:
- jednym słowem nie jest dotknięta istota dozwolonego użytku czyli po co on w ogóle został wprowadzony — jakie prawa i interesy ma zabezpieczać, jakie wartości równoważyć
- co najważniejsze — dlaczego ta równowaga jest w przypadku utworów cyfrowych przesunięta na niekorzyść użytkowników, skąd przecież wynikałoby wprost uzasadnienie nowelizacji (patrz praca Łukasza Draszczyka Dozwolony użytek prywatny a postęp technologiczny)
- zamiast tego połowę uzasadnienia zajmuje jałowe wywracanie na trzecią stronę semantyczną pojęcia "stosunek towarzyski", prowadzone metodą, którą możnaby udowodnić, że Ziemia jest różowym walcem (podejście kazuistyczne zamiast celowościowego)
- pojęcie "stosunku towarzyskiego pośredniego" nadaje się do rysunków Mleczki
- "wymiany plików pomiędzy internautami za pomocą programów umożliwiających kojarzenie osób o podobnych zainteresowaniach (tzw. programów peer to peer)" — pomieszanie z poplątaniem (piszę o tym szczegółowo poniżej)
- zero analizy ekonomicznej — sekcja 4 jest wypełniona ogólnikowymi banałami pisanymi ewidentnie pod tezę i z zerowym uzasadnieniem faktograficznym
</ul>
Przestrzegam przed entuzjastycznym podejściem "idea słuszna, więc się nie czepiajmy" bo przy ideach niesłusznych ustawodawca robi dokładnie to samo. Trzeba mu dawać spójne sygnały. Co więcej, jak wiadomo piekło jest dobrymi chęciami wybrukowane i "fajna" ale niechlujnie napisana nowelizacja łatwo może skutkować "nieoczekiwanymi konsekwencjami". Po to właśnie istnieją narzędzia takie jak ocena skutków regulacji, żeby można było tego uniknąć.
Prawo i P2P
Przy okazji — uwaga do kolegów prawników. Zarówno w powyższym cytacie jak i w podlinkowanej powyżej pracy magisterskiej Łukasza Draszczyka widać pewien charakterystyczny syndrom jakim jest traktowanie programów peer to peer jako jakiejś szczególnej formy wymiany informacji, która wprowadza nowe, nieznane wcześniej możliwości czy interakcje. Przykład z pracy Draszczyka (str. 39, podkreślenie moje):Specjalny program monitoruje drgania dysku twardego zwykłego komputera PC a informacje te przesyłane są właśnie za pośrednictwem sieci peer-to-peer do innych komputerów, dzięki czemu można zanalizować wyniki z poszczególnych maszyn i określić prawdopodobne epicentrum katastrofy
Jest to fascynacja błędnie skierowana i wynikająca moim zdaniem wyłącznie ze zwiększonego zainteresowania mediów tematem P2P w pierwszych latach XXI wieku. Od tej pory zainteresowanie to systematycznie spada — P2P przestało być cool. Konwergencja między społecznością IT a prawnikami jest jak widać powolna i wygląda na to, że prawnicy akurat dostrzegli coś, co w świecie IT jest od dawna passé :) Otóż z praktycznego punktu widzenia te informacje o drganiach (chodzi o wykrywanie tsunami) można przesyłać między użytkownikami na dziesiątki sposobów. To wyłącznie kwestia dopasowania technologii do potrzeb. P2P jest jedną z nich — ma swoje wady i zalety. Nikomu nie przyszłoby jednak do głowy napisać w powyższym przykładzie że "informacje te są przesyłane właśnie za pomocą serwerów" bo nie ma w tym nic szczególnie odkrywczego. P2P to techniczna metoda wymiany danych. Od samego początku mieści się w modelu funkcjonowania Internetu, który z założenia jest siecią równorzędnych, komunikujących się bezpośrednio węzłów. Efekt skali spowodował, że akurat pod koniec lat 90-tych kilka technologii P2P znalazło się w centrum zainteresowań mediów. Przestrzegam zatem kolegów prawników przed przypisywaniem zbyt dużej (czy w ogóle jakiejkolwiek) roli kulturotwórczej samej technologii P2P, bo może to prowadzić wyłącznie do sprowadzenia przepisów prawa na manowce. Film ściągnięty z P2P nie różni się niczym od filmu ściągniętego z Rapidshare, czy przy pomocy dowolnej innej techniki wymyślonej w przyszłości. Film może też być nagrany na DVD lub na przenośnym twardym dysku. Wszystkie wymienione metody kopiowania są obecnie równie popularne. W każdej można ściągnąć film wystawiony specjalnie dla nas przez kolegę, albo przez zupełnie nieznaną nam, anonimową osobę (to a propos tych "stosunków pośrednich"). A więc definicji legalności trzeba szukać w oderwaniu od metody kopiowania, bo takie przywiązanie może prowadzić jedynie do niepotrzebnego zagmatwania problemu.