Model burzowy

2012-02-19 00:00:00 +0000


Jest sobie stare opowiadanie Konrada T. Lewandowskiego “Noteka 2015” opisujące nowatorską taktykę wojny pancernej wykorzystaną ze spektakularnym sukcesem w wojnie polsko-amerykańskiej. Czyta się je świetnie ale na ile ta taktyka sprawdza się w praktyce? Historia szła mniej więcej tak, że doszło do “pokojowej interwencji” NATO w III RP z udziałem całej zachodniej techniki — czołgów, lotnictwa i zwiadu elektronicznego. Polska dysponuje uzbrojeniem nieporównywalnie mniejszym, ale ma ducha walki i łeb na karku:

Odpowiedź na to pytanie dawały teoria chaosu i teoria burzy. Szło o to, aby uniknąć koncentracji własnych wojsk przed atakiem. (...) Istnieje w przyrodzie pewne zjawisko, które dokładnie odpowiada tym wymaganiom. Jest nim piorun uderzający z chmury w ziemię. (...) Pytanie jak sprawić, by czołgi zachowywały się jak naelektryzowane drobiny deszczu i lodu, a "pancerny piorun" uderzył dokładnie tam gdzie trzeba?

I rozwiązanie:

Tym, co steruje przebiegiem błyskawicy, jest różnica potencjałów elektrycznych pomiędzy niebem a ziemią. W przypadku czołgów mogło by to być źródło szumu radiowego, jakim niewątpliwie była by kolumna wrogich czołgów i pojazdów zmechanizowanych. Wystarczy więc, rozproszone na dużym obszarze czołgi, wyposażyć w pelengnatory, po czym drogą radiową dać im sygnał do ataku.

W “Notece” sprawdziło się świetnie. Ale rozpowszechniona obecnie gra on-line World of Tanks daje możliwość sprawdzenia tego w praktyce. Przeciwko sobie grają dwie drużyny losowane z ludzi będących w danym momencie on-line. Każdy czołg ma coś w rodzaju pelengatora, który pokazuje wrogie czołgi będące w zasięgu jego czułości. Zgodnie z logiką modelu “burzowego” tłum “naszych” powinien się rzucać na każdą nową czerwoną kropkę i ją kolektywnie niszczyć.

Kolejnym z założeń modelu był brak komunikacji między “swoimi”. W grze jest ona oczywiście możliwa, ale ze względu na losowy dobór drużyn (jeden z USA, drugi z Indii, trzeci z Chin) nikt nikogo nie słucha i każdy robi co mu się podoba. Założenie można więc uznać za spełnione.

Ludzie obierają różne strategie. Niektóry “campują” czyli czają się za skałami i w krzakach przez całą grę, atakując tych co przyjadą do nich. Niektórzy szturmują. Niektórzy próbują objechać wrogie pozycje i zaatakować od tyłu. Niektórym się zmienia w trakcie rozgrywki — campowanie w pustej okolicy jest nudne, więc w połowie bitwy ruszają do szturmu.

Grając w WoT (na zmianę z 6-letnim synem) zauważyłem kilka ciekawych zjawisk nieco weryfikujących opisany dość optymistycznie model “burzowy”: