Komentarz do artykułu Premiera

2011-03-13 00:00:00 +0000


Publiczne tłumaczenie polityki rządu przez Premiera i podsumowanie exposé z 2007 roku to nowa jakość w polskiej polityce. Jednak kilka wymienionych tam zarzutów jest skierowanych pod niewłaściwym adresem. Premier narzeka na biurokrację i “urzędniczą mentalność”. Najwidoczniej w sondażach musi ona zajmować na tyle doniosłe miejsce, że doradcy Premiera uznali ją za jeden z punktów, który należy publicznie skomentować:

Ilość obowiązkowych druków, dokumentów, zaświadczeń, procedur, licencji i całej tej upiornej papierologii wciąż jeszcze utrudnia życie przedsiębiorcom. W 2007 r. w exposé obiecałem ograniczenie biurokracji. I choć wiele zostało już w tej sprawie zrobione, to mam świadomość, że mój rząd jest dopiero na początku długiej drogi. (...) Niestety, próba wprowadzenia "jednego okienka" okazała się dla nas bolesną lekcją. Pomysł, w zamierzeniu dobry, utknął na mieliźnie urzędniczej mentalności. (...) W ubiegłym roku mój rząd podjął próbę radykalnego odchudzenia administracji państwowej - przygotowana przez nas ustawa przewidywała 10-procentową redukcję etatów.

Premier narzekając na “urzędniczą mentalność” zapomniał o koronnym winowajcy – czyli o ustawodawcy. Urzędnik działa na podstawie przepisów, a od lat na ich tragiczną jakość wskazują wszyscy, do których dolatują odłamki sporów między obywatelami a urzędnikami. O niskiej jakości stanowionego prawa mówi Sąd Najwyższy, Rzecznik Praw Obywatelskich, Ministerstwo Gospodarki i dziesiątki organizacji pozarządowych.

Co rząd zrobił dla poprawy jakości stanowienia prawa? MG stworzyło swoje “wytyczne do oceny skutków legislacji”, MRR teoretyzuje o “good governance” ale inne resorty się z tego tylko śmieją. Bo mogą – pozwalają im na to ministrowie, a Premier to toleruje. Powszechnie naruszane są terminy konsultacji społecznych, a sam rząd nagminnie daje zły przykład, wypuszczając projekty regulacji sprzeczne ze swoimi własnymi wytycznymi.

Co więcej, ten sam rząd, który teraz narzeka na “urzędniczą mentalność” niedawno właśnie zablokował poselską propozycję uczynienia procesu decyzyjnego w administracji bardziej transparentnym i deterministycznym (druk nr 3362). Polska administracja to nadal zbiór luźno powiązanych resortowych księstw, targanych przypadkowymi interesami i zrywami, a “biegunka legislacyjna” nadal trawi polskie ustawodawstwo. Zabrakło tutaj tego, co w każdej metodyce zarządzania nazywa się “wsparciem zarządu” (senior management support) – czyli Premiera.

Premier narzeka również na rozrost biurokracji:

Obejmując rządy, zapowiadałem odchudzenie struktur państwa, tak by zmniejszyć koszty jego funkcjonowania. Stało się inaczej. 31 grudnia 2007 r. w administracji publicznej pracowało 382,5 tys. osób. Pod koniec 2010 r. - już 457 tys. (...) Fakt pozostaje jednak faktem: urzędników, zamiast ubywać, nadal przybywało. W ubiegłym roku mój rząd podjął próbę radykalnego odchudzenia administracji państwowej - przygotowana przez nas ustawa przewidywała 10-procentową redukcję etatów.

Premier przypomina tutaj szefa firmy, który narzeka, że firma źle działa – ale to nikt inny, jak on sam odpowiada za jej funkcjonowanie! Premier chwali się ograniczeniem nepotyzmu na uczelniach – a co zrobił by nie tyle nawet ograniczyć jeszcze powszechniejszy nepotyzm w urzędach, co w ogóle zracjonalizować proces zatrudnienia w sektorze publicznym?

Dziesięcioprocentową “redukcję etatów” uważam za działanie prymitywne i populistyczne bo nie spowoduje ona trwałego ograniczenia przyrostu biurokracji, rozumianej jako struktura urzędów nieefektywna, źle opłacana i przerośnięta. Obetną raz i co dalej? Nie chodzi tu przecież o jednorazowe zwolnienie kilku tysięcy osób, których koligacje będą akurat na tyle słabe by na to pozwolić. Chodzi o stworzenie przewidywalnych ścieżek kariery w sektorze publicznym, ciągłego kształcenia, opisów stanowiska pracy, bonusów przydzielanych według osiągnięć a nie “czy się stoi czy się leży” i tego wszystkiego, co określa się mianem nowoczesnego zarządzania kadrami.

I co rząd zrobił w tym kierunku? Nic.