Kolejna diagnoza stanu polskiej nauki

2010-11-25 00:00:00 +0000


Przypadkowo zbiegły się w czasie dwie analizy stanu nauki polskiej - jedna empiryczna, druga analityczna. Z obu wynika właściwie to samo. Anuszka pyta Gdzie jest nauka polska? i publikuje diagram cytowań wg indeksu Thomsona demonstrujący gdzie - polska nauka jest w większości po lewej stronie, grubo poniżej średniej.

Anuszce poniekąd odpowiada MNiSW, które w uzasadnieniu do nowej ustawy w punktach przedstawiło następującą diagnozę:

Identyfikując słabości polskiego systemu szkolnictwa wyższego należy zwrócić uwagę na: 1) brak mechanizmów projakościowych w systemie finansowania – w dotychczasowym systemie finansowania szkół wyższych w Polsce nie tylko nie istnieje żadna specjalna dotacja, która byłaby ukierunkowana na premiowanie jakości badań i kształcenia uczelni ale też w obowiązującym algorytmie służącym podziałowi dotacji stacjonarnej waga wskaźników jakościowych względem tzw. „stałej przeniesienia” jest znikoma; 2) niski stopień umiędzynarodowienia studiów – często używanym wskaźnikiem mierzącym stopień umiędzynarodowienia szkolnictwa wyższego danego kraju jest stosunek liczby obcokrajowców do całej populacji studentów. W Polsce wynosi on 0,5 %. Dla porównania na Słowacji wskaźnik ten wynosi 0,9 %, na Węgrzech 3,3 %, w Czechach 6,3 %, natomiast średnia dla krajów Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD) to 9,6 %. Te dane statystyczne wskazują, że oferta dydaktyczna polskich uczelni pozostaje mało atrakcyjna dla studentów z zagranicy; 3) niewłaściwą strukturę kierunków kształcenia - nieproporcjonalnie szerokie rozbudowanie segmentu masowych kierunków społecznych i pedagogicznych, szczególnie w formie studiów niestacjonarnych, rozmija się z oczekiwaniami pracodawców. Zbyt mało natomiast mamy absolwentów kierunków ścisłych, technicznych oraz związanych ze zdrowiem. Na poziomie kraju stanowi to zagrożenie dla przyszłego tempa rozwoju społeczno-gospodarczego, a na poziomie indywidualnym powoduje niekorzystną sytuację, w której wyższe wykształcenie zwiększa w Polsce zarobki średnio tylko o 28 %, podczas gdy w Stanach Zjednoczonych o 76,8 %, w Portugalii o 68,8 %, a we Francji o 64,6 %. Polska zajmuje też dopiero 19 miejsce w Unii Europejskiej (UE) pod względem stopnia dostosowania systemu szkolnictwa wyższego do potrzeb gospodarki; 4) skomplikowaną ścieżkę kariery naukowej - w ciągu ostatnich 20 lat w Polsce ponad trzykrotnie wzrosła liczba bronionych doktoratów, co nie miało jednak przełożenia na równie szybki wzrost liczby nauczycieli akademickich ze stopniem doktora habilitowanego – uprawnionych m.in. do prowadzenia samodzielnych badań naukowych oraz pełnienia funkcji promotorskich. Konsekwencją tego spowolnienia kariery naukowej jest niekorzystna struktura wiekowa społeczności polskich uczonych. Pracownicy nauki uzyskują samodzielność w bardzo późnym wieku. Deficyt napływu młodej kadry akademickiej jest szczególnie widoczny w zestawieniu z lawinowo wzrastającą liczbą studentów w ciągu ostatnich dwudziestu lat; 5) system zarządzania uczelniami - niemal wszystkie raporty międzynarodowych organizacji, takich jak OECD i Bank Światowy, dokonujących cyklicznych ewaluacji polskiego szkolnictwa wyższego podkreślają konieczność modernizacji ustroju uczelni, który w obecnej formie nie sprzyja budowaniu ich silnej pozycji międzynarodowej; 6) słabe powiązanie uczelni z otoczeniem społeczno-gospodarczym – nadal zbyt słaba jest współpraca uczelni ze środowiskiem pracodawców z sektora publicznego, komercyjnego oraz pozarządowego. Oferta dydaktyczna większości polskich uczelni ma charakter podażowy, jest nieelastyczna oraz rzadko podlega zewnętrznej ewaluacji pod względem efektów kształcenia. W wymiarze badawczym, polskie uczelnie, poza nielicznymi wyjątkami, stworzyły zbyt słabe mechanizmy instytucjonalne pozyskiwania funduszy (kontraktów) na badania i ekspertyzy od podmiotów zewnętrznych, zwłaszcza komercyjnych. Ponadto OECD wskazuje na konieczność większego zaangażowania pracodawców, zarówno publicznych jak i niepublicznych, w tworzenie i ocenę programów nauczania na poziomie uczelni.

Problem z powyższymi punktami jest ten sam co ze wszystkim w Polsce - czyli rozmyte cele instytucji sektora publicznego. No bo ma taka polska uczelnia wpisane w Misji na przykład: “uczelnia przekazuje przyszłym absolwentom nowoczesną wiedzę i umiejętności”. Wypisz wymaluj to samo co MITy i Oxfordy.

Ale w praktyce okazuje się, że faktycznym celem istnienia uczelni jest także realizacja zadań z okolic pomocy społecznej (etaty z litości), redukcji bezrobocia (etaty dla znajomych, których nigdzie nie chcą) i polityki prorodzinnej (etaty dla wielopokoleniowych rodzin). Niczyjej pracy realnie oceniać nie wolno, bo jak tu oceniać wuja albo mamę - jak potem spojrzeć w oczy na Wigilii?

Z tego wychodzą takie standardy oceny pracy nauczycieli, które służą temu żeby w gruncie rzeczy nie oceniać. W czym pomogą też związki zawodowe przypominając, że przecież skoro państwo ma w jakiejś strategii wpisaną “politykę pełnego zatrudnienia” - to i uniwersytet, i szkoła, i sąd powinny dołożyć swoją cegiełkę do jej realizacji.

A że gdzieś po drodze ginie ta “nowoczesna wiedza i umiejętności” bo przerośnięte etaty zjadły cały budżet, a nepotyzm - konkurencję? Wicie, rozumicie, pani nie zna realiów.