Jakiś czas temu miałem wątpliwą przyjemność osobiście zetknąć się z wątpliwą praktyką Zakładu Ubezpieczeń Społecznych potocznie określaną jako “hodowla odsetek”. Hodowla odsetek polega na tym, że ZUS wszczyna postępowania kontrolne tuż pod koniec okresu przedawnienia, który w przypadku tej instytucji upływa po 10 latach od danego zdarzenia podatkowego, co skutkuje tym, że nawet niewielkie zaległości rosną do kwot astronomicznych z powodu naliczania karnych odsetek za całą dekadę.
W moim przypadku było jeszcze śmieszniej bo żadnej zaległości nie było. W 2004 roku, bedąc zatrudnionym na etat, założyłem równocześnie działalność gospodarczą. Zgodnie z prawem składki do ZUS płacił za mnie wówczas pracodawca. Przez kilka miesięcy 2005 roku składki te były wpłacane od podstawy niższej niż ówczesna pensja minimalna i szczerze mówiąc dzisiaj nie mam zielonego pojęcia dlaczego. Firma, w której wówczas pracowałem dawno nie istnieje a powodów mogło być wiele (np. urlop, choroba) — istotne jest to, że każdy z nich był zapewne całkowicie zgodny z prawem.
W czerwcu 2014 roku, czyli tuż przed upływem okresu przedawnienia dla tych wydarzeń otrzymałem z ZUS załączne poniżej pismo. ZUS wzywa mnie do udowodnienia, że w umowie o pracę za ten okres miałem wpisane co najmniej to minimalne wynagrodzenie. Miałem tę umowę, i po pokazaniu je w ZUS pani wzruszyła ramionami i powiedziała coś w stylu “aha, no dobra”. Tym razem mi się udało, ale takie działanie ZUS uważam za patologiczne z dwóch powodów:
- ZUS nie ma żadnych podstaw by sądzić, że doszło do naruszenia prawa: wszystkie zobowiązania zostały zadeklarowane przez pracodawcę i z wielkim poświęceniem przesłane do ZUS przy pomocy ledwie działającego wówczas "Programu Płatnika". Istnieje bardzo wiele czynników, z powodu których miały one taką a nie inną wysokość i ich ustalenie po 10 latach jest dość trudne jeśli nie niemożliwe. Wyciąganie teraz tego przez ZUS jako rzekomej nieprawidłowości i domaganie się "dowodu poprawności" jest postawieniem wszystkiego na głowie. Co zabawne, argumentu o niemożności "odtworzenia kontekstu instytucjonalno-prawnego" używa sam ZUS gdy padają kłopotliwe pytania o jego własny system informatyczny.
- ZUS czeka do samego końca okresu przedawnienia, co z jednej strony znacząco zmniejsza szansę, że "oskarżony" będzie w stanie przedstawić dokumenty dowodzące jego racji, a z drugiej maksymalizuje kwoty odsetek, jakie musi zapłacić w razie uznania pretensji ZUS za uzasadnione — po dekadzie do zapłaty będzie mniej więcej dwa razy tyle.
</ul>
Postępowanie ZUS jest, jak się to utarło w polskiej kulturze administracyjnej, dość bezczelnym nagięciem przepisów, które ustalają okres przedawnienia zobowiązań wobec ZUS na 10 lat. ZUS ma więc prawo ściągać zaległości do 10 lat od ich powstania, co nie znaczy, że powinien postępowanie wyjaśniające zaczynać w 9 roku od tego momentu. Niestety praktyka jest taka, że próby wyjaśnienia ewentualnych watpliwości rozpoczyna tuż przed upływem tego okresu i daje podatnikowi bardzo mało czasu na odpowiedź (w moim przypadku – tydzień).
O tym, że zjawisko "hodowli odsetek" jest w polskiej kulturze administracyjnej dość powszechne świadczą liczne kontrowersyjne przypadki tego typu podnoszone w mediach (np. ZUS cię rozliczy. Za 10 lat!, Dziennik Polski, 14 listopada 2011) ale gdyby ktoś potrzebował konkretnych danych to analizował je także niezawodny NIK. Powtórzę tutaj to co na podstawie raportu NIK napisano w haśle o ZUS na Wikipedii:
W 2014 roku NIK wskazała na szereg negatywnych praktyk ZUS w zakresie egzekucji zaległych składek:
- ZUS, pomimo wdrożenia KSI, nie zna rzeczywistego stanu zaległości ze strony podmiotów zobowiązanych do płacenia składek; prace nad wdrożeniem dodatkowego systemu e-SEKIF rozpoczęto dopiero w 2013 roku;
- ZUS nierówno traktuje podmioty zalegające ze składkami, wybiórczo tolerując nawet znaczne zaległości;
- przewlekłość w egzekwowaniu należności stwierdzono w 75% oddziałów ZUS. </ul> </blockquote> Prawdopodobnie jednak najgorszym wskaźnikiem wymienionym w tym raporcie jest jednak faktyczna ściągalność tych długów (rzeczywistych, i urojonych, jak w moim przypadku), która wynosi... 6%. W tym kontekście cytowane w podlinkowanym wyżej artykule z Dziennika Polskiego tłumaczenia Jeremiego Mordasewicza (mamy dwa miliony przedsiębiorców i siły ZUS są zbyt wątłe, więc niektóre kontrole dokonywane są po latach) są zwyczajnie głupie z punktu widzenia gospodarki finansowej Zakładu, bo egzekwując dzisiaj zaległości sprzed 10 lat ZUS przesuwa tym samym dzisiejsze zaległości na koniec kolejki, gdzie za 10 lat również będą one ściągalne na poziomie 6%. Dla odmiany wskazany przez NIK fakt występowania opóźnień w egzekucji w 75% badanych zakładów świadczy o tym, że rzecznik ZUS Jacek Dziekan albo kłamał albo nie miał pojęcia o tym co się w rzeczywistości dzieje w jego firmie gdy w tym samym artykule dla Dziennika Polskiego oburzał się, że zarzuty o "hodowlę odsetek to "insynuacja a "generalnie Zakład stara się egzekwować zaległości od płatników sukcesywnie i na bieżąco". Na ponurą ironię zakrawa fakt, że gdy w 2010 roku ówczesny rzecznik ZUS Rafał Przybylski tłumaczył trzynastoletni chaos i wielomiliardowe wydatki na informatyzację ZUS to użył argumentu, że "nie jesteśmy w stanie odtworzyć kontekstu prawno-organizacyjnego w jakim podejmowane były decyzje" (Kilka słów o systemie KSI ZUS, 8 lutego 2010, Salon24). ZUS z kilkudziesięcioma tysiącami pracowników "nie jest w stanie odtworzyć" kontekstu decyzji biznesowych sprzed dekady a właściciel jednoosobowej działalności gospodarczej jest?