Elektroniczne podręczniki w szkołach — projekt MEN

2011-07-21 00:00:00 +0100


Ministerstwo Edukacji Narodowej zaproponowało by podręczniki szkolne były publikowane w wersji elektronicznej i papierowej, lub tylko elektronicznej. Sam projekt można znaleźć na stronie MEN pod nazwą Projekt rozporządzenia Ministra Edukacji Narodowej zmieniającego rozporządzenie w sprawie dopuszczania do użytku w szkole programów wychowania przedszkolnego i programów nauczania oraz dopuszczania do użytku szkolnego podręczników. Najobszerniejszy komentarz opublikowała “Rzeczpospolita” (MEN chce uczyć z e-podręczników).

Projekt jest dość rewolucyjny i sprowokował parę krytycznych komentarzy m.in. ze strony wydawców. Znając trochę rynek e-książek zarówno od strony modeli biznesowych jak i od strony technicznej postanowiłem przesłać do MEN swój komentarz (patrz poniżej). Dla poprawienia czytelności umieszczam go jako tekst notatki, bez cytowania. Proszę traktować tę opinię, która zwłaszcza w części ekonomicznej może się wydać kontrowersyjna, jako zaproszenie do dyskusji. Ja po prostu nie widzę jak inaczej mogłoby to zaskoczyć od strony finansowej i chętnie poznam opinie przeciwne.

Chciałbym zwrócić uwagę na dwie kwestie podręczników elektronicznych — techniczną oraz ekonomiczną. Pojęcie “formy elektronicznej” jest na tyle elastyczne, że przy nierozważnym lub niechętnym podejściu wydawców dobry pomysł może się zmienić w swoją włąsną karykaturę. Wystarczy, że wydawcy zaczną publikować “obowiązkowy” podręcznik elektroniczny w jednym z niszowych formatów obłożonych blokadą kopiowania (DRM - Digital Rights Management). Wówczas odczytanie takiego podręcznika będzie możliwe jedynie w specjalnej aplikacji dostosowanej do tego konkretnego formatu. Na przykład system Adobe DRM jest obsługiwany wyłącznie przez aplikację Adobe Digital Editions, system FileOpen DRM - przez aplikację firmy FileOpen, Amazon DRM - przez aplikację Amazon i tak dalej.

A ponieważ tych formatów jest wiele, więc skończy się to chaosem i całkowitym brakiem interoperacyjności — w skrajnym scenariuszu uczeń będzie musiał zainstalować inny program do podręcznika chemii, inny do biologii i tak dalej. Podobnych problemów doświadczamy od 2002 roku na rynku podpisu elektronicznego i z punktu widzenia ergonomii i przyjazności dla użytkownika mają one tragiczne konsekwencje.

Jedynym formatem, który zapewni daleko idącą interoperacyjność jest format EPUB (standard organizacji International Digital Publishing Forum - IDPF). Jest to format otwarty i obsługiwany przez praktycznie wszystkie aplikacje dla wszystkich systemów operacyjnych oraz — co istotniejsze — przez praktycznie wszystkie sprzętowe czytniki e-książek. Te ostatnie bowiem, ze względu na koszt (około 10-krotnie niższy od przeciętnego laptopa), niskie zużycie energii i brak uciążliwego dla wzroku podświetlenia (e-papier), mają największe szanse zapoczątkować cyfrową rewolucję w polskim szkolnictwie.

Równocześnie jednak motywacja wydawców do stosowania blokad kopiowania (DRM) będzie mieć całkiem racjonalne podstawy ekonomiczne - w przeciwnym razie e-książka kupiona przez jednego ucznia będzie mogła zostać natychmiast opublikowana w Internecie co uniemożliwi jakikolwiek zwrot z inwestycji w opracowanie podręcznika. W związku z tym pozostawienie dla e-podręczników tradycyjnego modelu ekonomicznego polegającego na tym, że każdy kupuje sobie podręcznik i “ma go na własność” nie ma szans zadziałać w praktyce — będzie to kolejny czynnik, który zablokuje upowszechnienie e-podręczników.

Jedynym sensownym modelem w tej sytuacji staje się model subskrypcyjnych zakupów zbiorowych. W modelu takim zakupu podręczników nie dokonywaliby poszczególni uczniowie na własną rękę tylko nauczyciele, zamawiając licencję na dany podręcznik elektroniczny dla całej klasy. Oczywiście zakup ten byłby finansowany nadal ze środków rodziców. Zakup zbiorowy dawałby jednak nauczycielom, w czym aktywną rolę może odegrać MEN, silną pozycję negocjacyjną jeśli chodzi o koszt licencji. Pozostawia to również szerokie pole dla mechanizmów pomocy społecznej, np. refundacja kosztów podręczników dla poszczególnych uczniów przez szkoły, fundacje czy instytucje pomocy społecznej. Trzeba tu także wspomnieć o inicjatywach darmowych podręczników tworzonych np. przez projekt Wolne Podręczniki (i Wolne Lektury).

Z ekonomicznego punktu widzenia sytuacja taka jest korzystna dla wszystkich stron. Mając zagwarantowany określony wolumen sprzedaży i rozwiązany problem piractwa wydawcy nie mieliby żadnej motywacji dla wdrażania systemów DRM i blokowania rozwoju rynku e-podręczników. Przedmiotem zakupu byłoby faktycznie niematerialne prawo do korzystania z danego podręcznika, a nie sam plik e-podręcznika, który uczniowie mogliby legalnie (!) pobrać skądkolwiek i wymieniać się nim do woli. W tej sytuacji wydawcy nie mieliby również podstaw do twierdzenia, że koszty produkcji e-podręczników są wyższe od tradycyjnych (argument, który pojawił się już w relacjach prasowych).