Dlaczego filtrowanie treści w Polsce budzi kontrowersje?

2011-01-07 00:00:00 +0000


Wraca pomysł filtrowania treści niepożądanych w Polsce, tym razem na szczeblu europejskim. Niestety z nim wraca demagogia i śmieciowe argumenty. A kluczowe pytanie według mnie to dlaczego to co działa w UK nie zadziała w Polsce? Głównym orędownikiem filtrowania treści niepożądanych w Polsce stała się obecnie Fundacja Dzieci Niczyje (FDN). Ich stanowisko to dobra ilustracja problemu jaki ma społeczność europejska z wprowadzaniem kontrowersyjnych regulacji.

FDN pisze:

Opierając się na licznych badaniach oraz doświadczeniach wielu państw europejskich uważamy, że jest to rozwiązanie, które pozwala chronić ofiary wykorzystywania seksualnego przed wtórną wiktymizacją i prawo do prywatności dzieci

Wartość faktograficzna tego akapitu wynosi zero. Jak można pisać o jakichś “licznych” czy “wielu” i oczekiwać poważnego traktowania takiej argumentacji? Ale przykład idzie z góry - taki jest właśnie poziom polskiej legislacji. Najpierw idą “liczne badania” albo “wszyscy wiemy”, potem “wicie-rozumicie” a po 3-4 latach wszyscy szczerze się dziwią “ojej, nie działa?! to zdumiewające”. Z jednej strony Ministerstwo Gospodarki opowiada piękne bajki o prawie opartym na dowodach, z drugiej strony rząd nie chce go stosować bo nie umie, trzeba się narobić a w ogóle skutkowałoby to koniecznością drobnych wyrzeczeń ze strony konkretnych osób, które czerpią korzyści z braku stabilności. Ale na tym właśnie polega dotrzymywanie słowa - zazwyczaj trzeba z czegoś zrezygnować w imię podtrzymania zaufania do samego siebie.

I tu dochodzimy do drugiego argumentu. Według FDN cenzura treści niepożądanych w Polsce nie będzie stanowić problemu… bo działa w Wielkiej Brytanii (chodzi o pozarządowy IWF):

Obecnie najbardziej zaawansowane mechanizmy blokowania praktycznie do zera eliminują możliwość nadużyć. System brytyjski działa z wręcz „laserową precyzją”. Niezwykle ważne jest, aby Internauci mieli jasność jakiego typu treści i w jakich okolicznościach podlegają blokowaniu, i aby mieli pewność, że narzędzie to nie jest używane do blokowania jakichkolwiek innych materiałów. Straty uboczne są nie do zaakceptowania.

Jest wiele rzeczy, które działają w UK ale nie działają w Polsce - począwszy od kolei, przez e-government a skończywszy na wymiarze sprawiedliwości. Wszystkie je łączy chroniczna niezdolność polskiego sektora publicznego do zbudowania poczucia stabilności i zaufania, ponieważ instytucje publiczne same to zaufanie niszczą. Ich głównym problemem jest całkowity brak zdolności do samokontroli - począwszy od niezdolności ustawodawcy do stosowania rzetelnej oceny skutków regulacji w celu poprawienia jakości stanowionego prawa, przez lekceważenie prawa przez ustawodawców i urzędników a skończywszy na notorycznym naruszaniu obietnic przez rząd.

Co to znaczy “zaufanie”? SJP definiuje słowo “ufać” jako “mieć przekonanie, że ktoś nie oszuka i nie zrobi niczego złego”. Zaufanie to nie godność, że ją się “ma z natury” - zaufanie jest subiektywnym przekonaniem obywateli o uczciwości rządu, na które trzeba zapracować. Otóż ja nie ufam rządowi Rzeczpospolitej Polskiej. Nie dlatego, że jestem jakoś uprzedzony, tylko dlatego, że rząd notorycznie dowodzi, że interesuje go jedynie partykularny interes jego samego i w związku z tym jest zdolny złamać dowolną obietnicę.

Dlatego jestem w 100% przekonany, że wkrótce po uruchomieniu systemu filtrowania treści w Polsce będzie dochodziło do nadużyć i nie będzie miał on nic wspólnego z “laserową precyzją” systemu brytyjskiego. Nie dlatego, że samo filtrowanie jest złą koncepcją (choć nikt nie udowodnił, że jest dobrą), tylko dlatego, że jego operator - czyli polska administracja publiczna - cechuje się bardzo niską kulturą zarządzania i nie odczuwa potrzeby zmiany tego stanu rzeczy.