Wszystko ważniejsze od chodnika

2012-05-26 00:00:00 +0100


Kilka razy pisałem już o uspokajających sumienie statystykach, z których wynika, że w Polsce wypadki drogowe zdarzają się niemal wyłącznie w wyniku wrodzonej głupoty kierowców. Teraz ciekawe studium przypadku. Oczywiście, głupota i brawura odgrywa swoją rolę. Ale głupcy i ryzykanci są także w innych krajach Unii Europejskiej, a tymczasem wypadków najwięcej mamy my. Jak pisałem we wcześniejszych artykułach na ten temat (Ale gdzie są polskie drogi?, Niedostosowanie prędkości do warunków ruchu) to co wyróżnia Polskę to połączenie brawury oraz tragicznej infrastruktury drogowej. Brawura występuje wszędzie — gdyby w legendarnej Szwecji wszyscy jeździli zgodnie z przepisami to nie byłyby potrzebne charakterystyczne stalowe linki rozdzielające pasy jezdni. Na brawurę nie mamy wpływu, na sieć drogową — jak najbardziej. Mądre rządy tak planują infrastrukturę drogową by minimalizowała skutki głupoty kierowców. To racjonalne, bo koszty wypadków drogowych w Polsce sięgają 2% PKB rocznie.

Budowa autostrad jest droga i skomplikowana. Ale chodniki? W 2008 roku wypadków zakwalifikowanych jako “najechanie na pieszego” było prawie 15 tysięcy i zginęło w nich prawie 2 tys. osób. Dla porównania, zderzeń dwóch pojazdów było 23 tys. i zginęło w nich… też trochę ponad 2 tys. osób. Nie udało mi się znaleźć żadnego przepisu, który obligowałby samorządy lub zarządy dróg do budowy chodników — jest to kwestia dobrej woli i priorytetów. Nie znalazłem też żadnych krajowych statystyk typu “ile procent dróg w terenie zabudowanym ma chodniki” ale wystarczy wpisać w Google “walczą o chodnik” by zobaczyć jaka jest skala tego zjawiska — “walczą” praktycznie wszędzie.

Mamy więc absurdalną sytuację, w której prawo “ze względów bezpieczeństwa” drobiazgowo reguluje wysokość kuchni w restauracjach ale równocześnie za rzecz zupełnie normalną i sankcjonowaną prawem (art. 11.1 ustawy Prawo o ruchu drogowym) uznajemy sytuację gdy pieszy porusza się metr od strumienia kilkutonowych pojazdów sunących kilkadziesiąt kilometrów na godzinę!

Problem dobrze ilustruje artykuł “Walcząc o chodnik chcą blokować drogę powiatową” z “Dziennika Polskiego”. Opisuje on sytuację mieszkańców Nielepic, w których droga bez chodnika jest głównym ciągiem komunikacyjnym pieszych:

Po jednej stronie wąskiej drogi jest skalna skarpa, po drugiej mur oporowy. (...) Ostatnio szłam z Rudawy z dzieckiem w wózku. Nie wiedziałam, w którą stronę uciekać przed samochodami. Pobocza nie ma. Czy powinnam wskoczyć na skały? - pyta Iwona Gondek z Nielepic.

Podobnie sytuację na drodze drodze krajowej nr 8 opisuje ktoś na WP:

Jeżdzę często DK8 odcinek Wrocław-Kudowa Zdrój. Jest to jeden z najniebezpieczniejszych odcinków Polsce. Dlaczego? Jest to droga międzynarodowa, ruch ogromny w obie strony a jezdnia jest tak wąska że ledwo się mieszczą 2 autokary jadące z naprzeciwka, zero pobocza. Droga jest kręta, duzo tirów więc wyprzedzają na chama. Kilka lat temu koleiny były tylko na paru odcinkach. Lata mijają a remontów nie widać. Prawie cały dystans od DW do DKL jest to jedna wielka koleina. Szczególnie niebezpieczne przy wyprzedzaniu. No ale radarów mamy pod dostatkiem... w końcu gminy muszą zarabiać. Śmiertelny wypadek na tym odcinku średnio raz/dwa razy na tydzień.

W Nielepicach władze powiatu i gminy tłumaczą, że nie ma pieniędzy — od 20 lat. W międzyczasie jednak zbudowały “kosztowne ronda, Jurajskie Raje, miejsca spotkań rekreacyjnych” i masę innych rzeczy, których wpływ na bezpieczeństwo jest na pewno mniejszy niż zwykłego chodnika. Fajnie, że rząd redystrybuuje pieniądze na budowę boisk piłkarskich (w Krakowie aż dwóch, bo radni są kibicami dwóch drużyn) tłumacząc, że sport to zdrowie.

Ale co komu po zdrowiu jak w wieku kilkunastu lat go przejdzie samochód podczas wieczornego powrotu z tego boiska? Pod tym względem nadal prezentujemy mentalność buraka, który buduje przydomową siłownię, ale nadal nie ma łazienki i prysznica tylko drewnianą balię i “sławojkę” w ogrodzie.