W debacie publicznej niekiedy pojawia się pojęcie “umowy międzypokoleniowej”. Skąd ono się wzięło i co to jest ta “umowa”? Do napisania tego tekstu zainspirowało mnie kilka komentarzy na blogu Wojciecha Orlińskiego. Pod artykułem poświęconym generalnie efektywności państwa rozwinął się także wątek o systemie emerytalnym. Ktoś oczywiście we końcu wspomniał złośliwe porównanie między ZUS i Amber Gold (patrz obrazek po prawej).
Nie są to żarty mile widziane na tym blogu. Gospodarz-etatysta surowo wyjaśnił komentującemu, że “w czasach, w których Ty przejdziesz na emeryturę, problemem ówczesnego społeczeństwa będzie sfinansowanie Ciebie”. Pod tym “neoliberałów” strofuje niejaki: meinglanz:
Takie teksty są typowe dla hiperindywidualistycznego myślenia, że człowiek nie zawdzięcza niczego wspólnocie. Mam niestety wrażenie, że coraz bardziej powszechne jest przekonanie, że każdy osiąga wszystko sam i zapracowuje sobie wszystko własną pracą. Młodzi uważają, że żadnej emerytury "od państwa" nie dostaną i to jest taka samospełniająca się przepowiednia, która sprawia że godzą się na umowy śmieciowe, bo nie wierzą w ZUS i w efekcie są poza systemem emerytalnym. Neoliberalna propaganda działa tu bardzo skutecznie - prawie wszyscy znajomi około trzydziestki traktują państwo jak usługodawcę, który ich zdaniem kiepsko wypada w porównaniu z prywatnymi szpitalami i funduszami emerytalnymi. Próby przekonywania, że jest umowa społeczna, solidarność międzypokoleniowa itp. to walenie grochem o ścianę. Sondaże potwierdzają, że korwinizm w tym pokoleniu triumfuje.
W podobnym tonie żart komentuje (z pewnym, jak to odczytałem, oburzeniem) Maciej Głogowski, szef redakcji gospodarczej Radia TOK FM:
Ale jest podstawowa różnica między porównywanymi instytucjami - pieniądze w ZUS są gwarantowane przez Państwo. W Amber Gold - nie.
Mamy więc kilka dość ciekawych i ważnych dla każdego płacącego podatki obywatela tez, które warto przeanalizować dokładniej:
- Teza I. Wypłaty emerytur i innych świadczeń społecznych są gwarantowane przez państwo. O tym już obszernie pisałem (Emerytura pewna jak obietnica polityka). Powtórzę więc tylko główną konkluzję: ani wysokość ani forma wypłat emerytur nie jest w żaden sposób "gwarantowana" tylko wynika z ustawy, którą w dowolnym momencie dowolny rząd może zmienić. Wczoraj było tak, dzisiaj jest inaczej, jutro może być jeszcze inaczej — jest to prawie wyłącznie kwestia polityczna.
- Teza II. Istnieje jakaś umowa międzypokoleniowa, na podstawie której istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że rząd w Polsce za 40 lat bedzie wypłacał emerytury tym, którzy płacili składki dzisiaj.
</ul>
Zacznijmy od samego pojęcia umowy międzypokoleniowej. SJP definiuje umowę jako porozumienie stron, mające na celu ustalenie wzajemnych praw i obowiązków. Żaden polski obywatel takiej umowy nie zawierał, ani w formie ustnej ani pisemnej. Warunki ubezpieczenia społecznego są mu narzucane odgórnie, na drodze ustawowej, w momencie urodzenia lub nabycia obywatelstwa polskiego. "Umowy" tej nie można wypowiedzieć inaczej, niż zrzekając się obywatelstwa, na co jednak musi wyrazić zgodę (!) Prezydent RP[3]. Nie jest to więc żadna "umowa".
Czym jest zatem "solidarność międzypokoleniowa" (ta nazwa jest mniej myląca)? Kolejną wersję przedstawił Maciej Bucior, podsekretarz stanu w MPiPS, w odpowiedzi na jedną z interpelacji poselskich[3] :
Podstawą systemu repartycyjnego jest tzw. umowa międzypokoleniowa, czyli założenie, że młodsze pokolenia będą finansować emerytury starszych. Podstawowym założeniem wydolności takiej umowy jest przyrost rzeczywisty liczby ludności przynajmniej na poziomie gwarantującym stałą liczbę populacji.
Czyli już nie "umowa" a "założenie". To bardzo istotna różnica. Umowa to coś, co można egzekwować. Założenie to nieco bardziej zracjonalizowana forma nadziei, w tym przypadku oparta głównie na zaufaniu wobec przyszłych pokoleń. Założenia bywają błędne — katastrofalny stan systemu emerytalnego do 1999 roku był spowodowany właśnie błędnymi założeniami dokonanymi w PRL (pomijając błędne założenia gospodarki socjalistycznej jako takiej). Zaufanie też często bywa iluzją — przekonały się o tym zwłaszcza grupy uprzywilejowane w systemie emerytalnym, które pomimo wcześniejszych obietnic straciły ich część, gdy PO w 2008 roku ograniczyło emerytury pomostowe. Przekonali się także ubezpieczeni w OFE, którzy składki opłacali od 1999 roku, wierząc, że są to "ich składki", ale o tym co się z nimi w gruncie rzeczy stanie zdecydowano dopiero 10 lat później, w trakcie żenujących sporów politycznych, podczas których nie było do końca wiadomo czy będą one np. podlegać dziedziczeniu (Czyje są pieniądze w OFE?). Z kolei w 2005 roku, koalicja SLD i PSL powtórzyła numer PZPR z połowy lat 80-tych i w desperackiej próbie ratowania władzy rozdała trochę przywilejów emerytalnych tradycyjnym grupom specjalnej troski, podważajac cały sens reformy emerytalnej. Nie dalej jak w 2011 roku Sejm przegłosował zmniejszenie składek do OFE (zostawiając więcej sobie), a od 2010 roku rząd konsekwentnie podbiera środki zgromadzone w Funduszu Rezerwy Demograficznej. Jak widać, łaska pańska na pstrym koniu jeździ — wy nam składki natychmiast, pod groźbą egzekucji, a co my wam to się jeszcze zobaczy. Określający się zwykle mianem racjonalistów czytelnicy Orlińskiego wykazują się tutaj anomalną wiarą w zjawiska nadprzyrodzone. I jeszcze jeżdżą po tych, którzy są sceptyczni. Autor(ka) cytowanego wyżej komentarza dostrzega symptomy tego problemu:Młodzi uważają, że żadnej emerytury "od państwa" nie dostaną
Ale zaraz ucieka w łatwe, ideologiczne wytłumaczenie:To jest taka samospełniająca się przepowiednia, która sprawia że godzą się na umowy śmieciowe, bo nie wierzą w ZUS i w efekcie są poza systemem emerytalnym.
Tymczasem może być kilka przyczyn, dla których tzw. "młode pokolenie" zwyczajnie nie wierzy w obecny system emerytalny[3] i, co więcej, może to być niewiara w pełni uzasadniona. I moim zdaniem wcale nie jest to żadne "hiperindywidualizm" ani "neoliberalna propaganda", tylko:- Brak zaufania do państwa polskiego. W pełni uzasadniony, bo nasze państwo nadal ma silne tendencje do traktowania obywatela jako swojej własności, której psim obowiązkiem jest utrzymywanie abstrakcyjnej struktury, rozdzielającego dary wedle swego kaprysu. Obietnice wyborcze i publiczne zobowiązania (jak pokazałem powyżej) mają za nic. Za tym idzie lekceważenie przepisów prawa przez instytucje publiczne i przez ustawodawców, którzy traktują go jako giętkie narzędzie do realizacji krótkoterminowych interesów[4].
- Ekonomia czyli coraz powszechniejsza świadomość, że czysto techniczne założenia, na których zbudowano obecny system emerytalny (przyrost naturalny, wzrost funduszu płac) mogą być zwyczajnie błędne. Co w nieuchronny sposób doprowadzi w końcu do sytuacji, w której państwo fizycznie nie będzie w stanie wypłacać swoich zobowiązań bo nie będzie miało z czego i nikt mu więcej nie pożyczy.
- Racjonalizm, którego często brakuje ludziom wychowanym w PRL. Stare pokolenie nadal często nie potrafi postawić sobie elementarnych pytań w rodzaju "jak to sfinansować?", ani nawet "kto nam na to pożyczy pieniądze?", nie mówiąc już o "jak to spłacimy?". Odpowiedzi są zatem zastępowane uniwersalnym "jakoś to będzie".
- [1] Ustawa o obywatelstwie polskim, Dziennik Ustaw z 14 lutego 2012, pozycja 161
- [2] I wcale nie powinno nam przeszkadzać, że tę definicję prawdopodobnie skopiował z Wikipedii, z hasła Ubezpieczenia społeczne, gdzie odpowiedni fragment brzmi:
Podstawą systemu re-dystrybutywnego jest tzw. umowa międzypokoleniowa, czyli założenie że młodsze pokolenia będą finansować emerytury starszych. Podstawowym założeniem wydolności takiej umowy jest przyrost rzeczywisty liczby ludności przynajmniej na poziomie gwarantującym stałą liczbę populacji
Czyli identycznie jak w cytacie z MPiPS. Najśmieszniejsze, że sam mogłem ten fragment kiedyś napisać lub przepisać (prawdopodobnie z: Adair Turner "Wyzwania dla systemów emerytalnych w starzejących się społeczeństwach", Państwo i Rynek, 2007) bo swego czasu intensywnie to hasło uzupełniałem. No ale nawet gdybym przepisał głupoty, to zgodnie z założeniem prawdziwości dokumentów urzędowych zostały one przez MPiPS oficjalnie wprowadzone do obiegu :) - [3]Liczne przykłady można znaleźć w artykułach powiązanych (patrz poniżej).
- [4] Sektor publiczny ma chroniczne problemy z właściwym rozumieniem znaczenia słów takich jak "zaufanie" czy "autorytet". Pisałem o tym tutaj (ostatni akapit) i tutaj. Po prostu, na jedno i drugie trzeba sobie zapracować.