Rozwój zrównoważony czyli żaden

2010-06-07 00:00:00 +0100


W powieści "Konopielka" jest interesujący wątek ekologiczno-polityczny. Jeden z bohaterów, Kaziuk, oszołomiony nowoczesnością narusza prastare tabu i pszenicę zaczyna kosić kosą. Tabu, bo kosa jest dopuszczoną przez tradycję tylko do koszenia trawy na siano, a zboża kosi się sierpem.

Sierp rzecz jasna nadaje się do koszenia dużych łanów równie dobrze jak łopata do robienia wykopów pod drapacze chmur. Robi to co trzeba, ale wymaga zaangażowania znacznie większej ilości ludzi dla osiągnięcia tego samego efektu. Być może właśnie takie były korzenie tego tabu – dziś nazywamy je "pełnym zatrudnieniem". A być może były inne – samoograniczenie rozrostu populacji, które dziś nazywamy "zrównoważonym rozwojem".

Postulaty samoograniczenia wynikają z obaw, że niekontrolowany wzrost doprowadzi do wyczerpania zasobów i skokowego załamania populacji. Wobec tego, jeśli dzisiaj sami ograniczymy swój wzrost to jutro unikniemy katastrofy i do końca świata pozostawać będziemy w stanie równowagi ("equilibrium", tym pojęciem posługują się autorzy "Granic wzrostu"). Rzecz jasna, wszystko pod światłym przewodnictwem intelektualistów, bo skoro rozwój ma być "kontrolowany" to musi być też kontrolujący.

Problem ze stanem równowagi polega jednak na tym, że uzyskanie go jest tożsame z "zamrożeniem" stanu obecnego. Gdyby zrobiono to w czasach Kaziuka, to nie pisalibyśmy dzisiaj na blogach tylko przygotowywali się właśnie do prac polowych. Użycie sierpa oznacza, że zaangażowana w żniwa musi być większość populacji, co nie zostawia wolnego czasu na nic innego.

Średniowiecze było swego rodzaju okresem "zrównoważonego rozwoju". System społeczny gwarantowały długoterminową stabilność właśnie za cenę ograniczenia rozwoju. Ścisle ustalone role społeczne zostawiały niewiele miejsca na indywidualną innowacyjność czy przedsiębiorczość, a zakaz lichwy ograniczał finansowanie inwestycji (pieniądz fiducjarny ma swoje zalety). Przyrost liczby ludności w tym czasie miał charakter liniowy – w ciągu dziesięciu wieków populacja zwiększyła się zaledwie trzykrotnie.

Użycie przez Kaziuka kosy, tak jak Oświecenie dla Europy, musiało mieć szereg konsekwencji dla  społeczności Taplarów. Większa wydajność pracy oznacza, że mniej ludzi jest zaangażowanych wyłącznie w produkcję żywności i nie ma czasu na nic innego. Mogą się zatem zająć rozwojem medycyny, inżynierią czy kulturą.

Rosnąca produkcja to w pewnym momencie także produkcja żywności większa od własnych potrzeb, czyli  nadmiar środków, które można przeznaczyć na inwestycje - można na przykład zapłacić sąsiadowi, który specjalizuje się w irygacji terenu w celu dalszego powiększenia produkcji.

To bardzo istotna konsekwencja – bez inwestycji nie ma rozwoju nauki. Ogromny skok naukowy ostatnich wieków zawdzięczamy w dużej mierze rozwojowi bankowości i mechanizmów finansowania inwestycji. Nauka, która kiedyś była domeną pojedynczych arystokratów lub duchownych dziś jest dziedziną gospodarki. To dzięki temu dokonał się postęp od metod leczenia w stylu Rozalki z "Antka" do interferonu i tomografii komputerowej.

Drugim czynnikiem umożliwiającym finansowanie projektów naukowych i inżynieryjnych na skalę wcześniej niedostępną jest populacja, a ściślej wzrost jej liczebności oraz wzrost PKB z tym związany. Mniej liczna i mniej wydajna populacja niż obecnie półmiliardowa Europa nie byłaby w stanie sfinansować programu kosmicznego, Eurotunelu czy Wielkiego Zderzacza Hadronów.