Praktyka polskiej legislacji - dopalacze

2010-10-14 00:00:00 +0100


Mamy właśnie niepowtarzalną okazję obserwować kolejny cyrk legislacyjny - po ustawie hazardowej - tym razem z dopalaczami. Polscy politycy latami potrafią latami ignorować rzeczywiste problemy po to, by w wyniku jakichś przypadkowych zdarzeń obudzić się i w euforii tłuc przepisy tragicznej jakości. O beznadziejnej jakości przepisów w ramach “wojny z dopalaczami” (której cel jest skądinąd słuszny) pisali Olgierd Rudak (1, 2, 3) i Rafał A. Ziemkiewicz. “Dziennik” wspomina o tym, że decyzja GIS była prawdopodobnie bezprawna ze względu na uchybienia formalne (och, gdybyż popełnił je przedsiębiorca…). Teraz żenujące sceny odbywają się w Senacie, gdzie senator PO Władysław Sidorowicz mówi bez ogródek:

Wiem, że opinia naszych prawników jest negatywna. Ale to sprawa tak ważna społecznie, a premier oczekuje, że ustawę uchwalimy bez poprawek.

Podobny przypadek świadomego przepuszczania błędnego prawa opisuje Sub-Iudice (nowelizacja art. 178a kodeksu karnego, czyli przepisu o karaniu za jazdę po pijanemu).

I premier i senator mają najwyraźniej w nosie to, co o niskiej jakości prawa stanowionego w Polsce mówi od lat Rzecznik Praw Obywatelskich, Sąd Najwyższy, Ministerstwo Gospodarki, konstytucjonaliści czy wręcz minister samej PO Julia Pitera w kontekście ustawy hazardowej. Rząd ma w nosie skandaliczny sposób przepychania tamtej ustawy i ten sam numer chce powtórzyć teraz z “ważnych społecznie powodów” - bo problemu nie potrafił zauważyć od 2008 roku i dopiero teraz połapał się, że idą wybory. Powodzenia przed TK i ETPC.