Ojej, a ten Centralny Wykaz Ubezpieczonych to w ogóle po co jest?

2012-01-08 00:00:00 +0000


Po wielkiej aferze z ustawą refundacyjną Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji triumfalnie informuje, że Centralny Wykaz Ubezpieczonych będzie teraz dostępny przez Internet. Jeśli wsłuchać się w wypowiedzi przedstawicieli rządu na temat protestów lekarzy to można odnieść wrażenie, że ci ostatni marudzą z powodu jakichś drobnych niedogodności formalnych. A rząd w swojej łasce postanowił się do ich narzekań przychylić i w drodze wyjątku udostępni możliwość sprawdzania Centralnego Wykazu Ubezpieczonych przez Internet (Boni: od 1 lipca lekarze łatwo sprawdzą, czy pacjent jest ubezpieczony).

Jak pisałem wielokrotnie Centralny Wykaz Ubezpieczonych działa już od dawna, a jego operatorem jest NFZ (Kto ma prawo do ubezpieczenia zdrowotnego?). Osobiście prowadziłem korespondencję na ten temat z NFZ oraz Ministerstwem Zdrowia od września 2011 roku, czyli od kiedy prace nad ustawą refundacyjną i rozporządzeniami powinny być w najwyższym stopniu intensywności. Korespondencja rozpoczęła się o pytania dlaczego NFZ z naruszeniem art. 220 kpa żąda od obywatela świstka na potwierdzenie przelania na jego konto składki (Jak NFZ się wyłączył spod ustawy o informatyzacji), a skończyło się właśnie na pytaniach o to, jaka jest rola CWU i po co on w ogóle istnieje.

Ze względu na nawał pracy nie mam czasu na syntetyczne podsumowanie wielowątkowych odpowiedzi od obu resortów — zainteresowanych odsyłam do lektury PDFów załączonych do artykułu o NFZ).

NFZ wydaje się tutaj stosunkowo najmniej winny, bo działa na podstawie regulacji i zasad ustalanych przez MZ. Natomiast po lekturze odpowiedzi MZ mam wrażenie, że w tym resorcie od samego początku wprowadzania nowej ustawy refundacyjnej nikt po prostu nie spojrzał na problem z punktu widzenia procesowego. Nikt nie zadał sobie nawet najmniejszego trudu by zastanowić się jak od początku do końca ma wyglądać relacja między pacjentem, lekarzem i płatnikiem (NFZ) z formalnego punktu widzenia. To znaczy, jak poszczególne strony mają sobie nawzajem udowodnić prawo do świadczenia. I czy w ogóle muszą sobie do udowadniać.

Co gorsza mam też wrażenie, że nikt w MZ nie zastanowił się w gruncie rzeczy co to znaczy w praktyce prawo do ubezpieczenia społecznego i jak jednoznacznie stwierdzić występowanie tego stanu (więcej: Kto ma prawo do ubezpieczenia zdrowotnego?). I nie jest to problem nowy — chaos z dowodem ubezpieczenia trwa od co najmniej dekady.

NFZ narzekał przez chwilę, że do CWU trafiają z ZUS dane nieaktualne. Potem MZ napisało mi, że jednak są w miarę aktualne. Ale z kolei czesto są problemy z pracodawcami (takimi jak np. Sejm RP), którzy nie wyrejestrowują pracowników z ubezpieczenia. No i w tej kwestii w resorcie zapadł najwyraźniej jakiś kompletny paraliż decyzyjny. Co z takimi zrobić? Hmm, może sprawdzić czy wpłacają składki? Może skorelować z innymi zdarzeniami zgłaszanymi do ZUS? Nieee, wszelkie próby poradzenia sobie z tym problemem ugrzęzły najwyraźniej w jałowej kazuistyce. I mam wrażenie, że w tej sytuacji zrobiono to co naszej administracji wychodzi najlepiej — zaczęto udawać, że problem w ogóle nie istnieje. No to teraz macie za swoje i niech wam się czkawką odbije.

Dziennikarze dopytują się przedstawicieli rządu, dlaczego rozporządzenia do ustawy zostały wydane tydzień przed ich wejściem w życie. Pytają też, dlaczego “spóźnili się” z obietnicami uruchomienia elektronicznego dostepu do CWU o tydzień (czyli od początku protestu). Otóż rząd nie spóźnił się z CWU o tydzień tylko co najmniej o pół roku! bo bez rozwiązania kwesti ubezpieczenia ta nowelizacja nie miała szansy zadziałać. A w lipcu, kiedy dostęp ma prawdopodobnie ruszyć, “spóźnienie” będzie wynosić okrągły rok.

Niedawno w radiu jeden z polityków PO mówił też o tym, że “lekarze muszą też ponieść część odpowiedzialności za wydawanie publicznych pieniędzy”. Przyznam, że kompletnie nie rozumiem skąd się tam wzięło to “też”.

Lekarzowi, który nieprawidłowo odgadnie status ubezpieczenia pacjenta (bo jest to obecnie zgadywanka) grozi wysoce prawdopodobna, wysoka konsekwencja finansowa. Ponieważ NFZ działa na literalnie stosowanych podstawie przepisów prawa lekarze wystawiający recepty bez pewności, że pacjent posiada prawo do ubezpieczenia ryzykują od 1 stycznia ukaranie przez NFZ w przyszłości i będą ryzykować co najmniej do czasu nowelizacji. A obiecanka premiera nie jest podstawą prawną, na którą można się powołać za kilka lat w sporze z NFZ. Nawet jeśli błędne ustalenie statusu ubezpieczenia pacjenta wynika w 100% wynikiem zaniedbań rządu w 2011 roku, to lekarz za 4-5 lat od NFZ usłyszy jedynie dura lex sed lex więc maul halten und weiter machen.

Zastanawiam się więc jaką konkretnie odpowiedzialność za swoje zaniedbania poniesie ktokolwiek z rządu — począwszy od posłów, ministrów i skończywszy na urzędnikach MZ i NFZ? No bo skoro “też”…? Otóż obawiam się, że nie poniosą żadnej. A to dlatego, że dla ukarania urzędnika należy bezsprzecznie wykazać, że działał w złej woli. Lekarza czy przedsiębiorcę można dla ułatwienia odstrzelić za proste, binarne niespełnienie wymogu formalnego.