"Nie kwalifikuje się do rozliczenia świadczenia specjalistycznego"

2011-07-07 00:00:00 +0100


Poruszając ostatnio temat języka urzędowego i języka jakim pisane jest prawo nie mogę nie zacytować za blogiem Globalny Śmietnik ciekawego przepisu pochodzącego z zarządzenia NFZ. Jak wynika z notki p.t. Konkurs uwagę środowiska menedżerów usług medycznych zaprząta obecnie tekst nowego zarządzenia NFZ. Kluczowy fragment brzmi tak:

Nie kwalifikuje się do rozliczenia świadczenia specjalistycznego, dotyczącego tego samego problemu zdrowotnego, udzielonego w danym zakresie świadczeń, przez tego samego świadczeniodawcę, w okresie 30 dni przed wykonaniem świadczenia specjalistycznego kompleksowego.

Autor notki podnosi kilka wiątpliwości dotyczących semantyki tego przepisu, towarzyszy im obszerna dyskusja, której uczestnicy dają upust swoim umiejętnościom jasnowidzenia z gatunku “co autor mógł na myśli biorąc pod uwagę kontekst i zdrowy rozsądek”.

Pierwsze pytanie, które nasunęło się mi po lekturze tego paragrafu brzmi tak: czy “w okresie 30 dni” się nie kwalifikuje, czy nie kwalifikuje się świadczenia udzielonego “w okresie 30 dni”? Moim zdaniem jest to problem nierozstrzygalny na podstawie analizy semantycznej tego ciągu równoważników zdania rozdzielonych przecinkami.

Problem z takimi przepisami polega na tym, że zwykle powstają one w odpowiedzi na konkretne problemy, które trzeba rozwiązać. Twórcy tak doskonale rozumieją kontekst tych problemów, że zapisują swoje myśli beztrosko, w sposób zrozumiały dla nich. Rozumieją go mniej więcej przez jakieś pół roku. Potem jednak przepis zaczyna żyć swoim własnym życiem, w oderwaniu od jakiegokolwiek kontekstu a często sami twórcy zapominają o jego niuansach, albo w ogóle o co oryginalnie chodziło.

I wtedy zaczynają się problemy, bo polski system prawny nie przewiduje dodawania do przepisów żadnego wiążącego kontekstu. Uzasadnienie projektu, którego go zwykle zawiera (ale nie zawsze) “przepada” po przyjęciu aktu prawnego. W polskich ustawach nie ma też preambuł, które określają cel i zakres unijnych dyrektyw.

Wtedy zaczyna się pisanie komentarzy i kolekcjonowanie orzecznictwa, które niejednokrotnie dryfuje bieżącą interpretację przepisu w kierunku absurdu. A prawie zawsze jest ono oderwane od oryginalnego źródła przepisu — czyli problemu, który miał on rozwiązać. Nie wierzycie? Przeczytajcie Białą księgę JTT i Optimusa, gdzie Ministerstwo Finansów uznało taki właśnie “osierocony” przepis za praprzyczynę obu afer.

Jakie są więc konsekwencje pisania prawa w sposób tak nieprofesjonalny, mętny i dwuznaczny? Znamy je dobrze, zwłaszcza z praktyki organów podatkowych: