Krótka historia teorii katastroficznych

2010-06-08 00:00:00 +0100


Główna obawa zwolenników statycznej teorii zasobów to ryzyko wyczerpania surowców. Według nich, wzrost wykładniczy musi się kończyć tak jak rozwój kolonii drożdży w zacierze – po zużyciu całego cukru obumiera.

Wzrost liczebności populacj homo sapiens ma doprowadzić do wyczerpania zasobów takich jak ziemia uprawna, surowce mineralne, powietrze, woda i tak dalej.  Kultowa książka  "Granice wzrostu" z 1973 roku przewidywała "nagłe i gwałtowne ograniczenie liczebności populacji"  właśnie w wyniku niekontrolowanego zużycia a następnie wyczerpania surowców.

Błędność tego założenia wynika z pominięcia w modelu "Granic wzrostu" celowościowego nastawienia homo sapiens do konsumpcji. Podejście to opisał z dużą trafnością ekonomista Julian Simon w książce "The Ultimate Resource" (dostępna w całości on-line, choć bez tabelek i wykresów).

Obserwacja Simona sprowadza się do tego, że surowców naturalnych nie używa się dla nich samych, tylko dla właściwości jakie posiadają – a te są  prędzej czy później zastępowane innymi surowcami.

Na przykład, ludzkość nie potrzebuje ropy naftowej czy gazu ziemnego, tylko zawartej w nich energii. Producent przewodów telekomunikacyjnych nie potrzebuje miedzi bo jest do niej przywiązany – potrzebuje ciągliwego przewodnika elektrycznego.  Akurat w danym momencie historii to miedź jest substancją, która najlepiej spełnia te wymagania w stosunku do ceny, więc jest na nią popyt, zaś ropa i gaz są najtańszymi nośnikami energii.

Trafność podejścia celowościowego widać przy okazji wielu wynalazków, które obserwowaliśmy w XX wieku. Zanimosiągnięto fizyczne granice przepustowości miedzianych kabli telefonicznych udało się stworzyć włókno szklane o czystości tak wysokiej, że można przez nie przesyłać sygnał optyczny bez wzmacniania na dziesiątki kilometrów. Produkcja światłowodów nie wymaga miedzi, zmniejsza zatem popyt na ten metal w segmencie telekomunikacyjnym.  

Rozumowanie to można podnieść na jeszcze wyższy poziom abstrakcji – zamiast niepokoić się ograniczeniami technologii kablowej (a takie obawy pojawiły się wkrótce po położeniu kabli międzykontynentalnych) wystarczy uświadomić sobie, że w łączności nie tyle chodzi o połączenie przewodem dwóch lokalizacji, co o przesłanie między nimi danych. Intensywny rozwój technologii bezprzewodowych w ostatnich latach dowodzi, że do przesyłania sygnału na odległość kilometra w ogóle nie trzeba kilometrowej długości odcinka miedzi czy szkła – mamy bowiem łączność radiową. Kolejną rewolucją było pojawienie się łączności satelitarnej, która zwiększyła zasięg łączności bezprzewodowej do tysięcy kilometrów.

Dramatyczna prognoza dziewięciu stóp końskiego nawozu na każdej ulicy, która zaprzątała głowy londyńskich ekologów w 1898 roku się nie spełniła. Stało się tak nie dzięki ograniczeniu transportu w ogóle, co wydawało się wtedy jedynym rozwiązaniem, tylko dzięki naturalnemu upowszechnieniu środków transportu, które nie pozostawiały po sobie końskiego nawozu. Być może obecny problem smogu rozwiążą pojazdy elektryczne, być może jakieś zupełnie inne - jedno jest pewne, że samochody spalinowe odejdą do historii, podobnie jak odeszły maszyny parowe o sprawności energetycznej rzędu 5%.

Myślenie katastrofistów z XIX wieku było błędne bo zakładało, że wszystko zostało już odkryte i do końca świata jedyną opłacalną metodą transportu będzie transport konny, a pozyskiwania energii – spalanie drewna czy leżącego płytko pod powierzchnią węgla. I tak by się istotnie stało, gdyby na ówczesnym etapie zdecydowano się na wprowadzenie zasad "zrównoważonego rozwoju" czyli de facto jego zamrożenie bo rozwój technologiczny jest uzależniony od rozwoju gospodarczego.

Podsumowując, obawy dotyczące rychłego wyczerpania miedzi czy ropy naftowej są chybione nie dlatego, że naturalne zasoby tych surowców są nieskończone w sensie fizycznym (bo nie są), ale dlatego, że przestaną być używane do tego, do czego służą dzisiaj zanim dojdzie do ich wyczerpania.