Dlaczego jedni płacą wyższe składki ubezpieczeniowe i dostają wyższe oprocentowanie kredytów? I czy to jest sprawiedliwe? Pod dyskusją na blogu Wojciecha Orlińskiego wisi sobie komentarz (mrwisniewski, 2012/03/26 10:51:10), w którym padła bardzo interesująca obserwacja:
"Otóż banki bardzo chętnie dostosowały się do nowych czasów i form zatrudnienia, dzieląc sobie klientów na pewniaków (najlepiej - etat w korpo), którzy dostają dobre warunki i takich większego ryzyka, którzy za to zapłacą."
Dyskusje na blogach mają ten urok, że pozwalają w kategorycznym tonie wyrażać poglądy mające niewiele wspólnego z rzeczywistością. Teraz więc moja kolej.
Mamy więc kategoryczną tezę, że “klienci wysokiego ryzyka płacą za pewniaków”. A konkretnie, klient wysokiego ryzyka płaci za prowizję klienta niskiego ryzyka. To brzmi bardzo niesprawiedliwie, bo ten wysokiego ryzyka i tak ma ogólnie przerąbane. Ale co to ma wspólnego z rzeczywistością?
Akurat ten mechanizm zarówno w przypadku ubezpieczeń jak i kredytów działa dokładnie tak samo i wynika wprost z istoty ochrony przed ryzykiem. Wyobraźmy sobie takie scenariusze:
- Kredyt. Pożyczamy dziesięciu znajomym po 100 zł. Ponieważ robimy to po raz setny więc wiemy prawie na pewno (dla uproszczenia p=100%), że jeden z nich nam tych pieniędzy nie odda. Nie wiemy który, ale stówa nam przepadnie tak czy inaczej. W związku z tym umawiamy się, że każdy z nich odda nam 110 zł — w ten sposób wyjdziemy przynajmniej na czysto.
- Ubezpieczenie. Każdemu z dziesięciu znajomych gwarantujemy pomoc w razie awarii samochodu. Pomoc kosztuje nas 100 zł. Z doświadczenia wiemy, że awaria przytrafi się prawie na pewno jednemu z nich (prawo wielkich liczb). Każdego obciążamy zatem składką 10 zł i w ten sposób wychodzimy na czysto.
</ul>
Teraz wyobraźmy sobie, że sytuacja się trochę zmienia — jeden z naszych znajomych zaczyna znacznie więcej jeździć samochodem, a drugi dla odmiany zaczał za pożyczone pieniądze grać w kasynie. Rezultat jest taki, że pierwszy zaczął znacznie częściej żądać pomocy drogowej, drugi — znacznie częściej nie zwraca pożyczonych pieniędzy.
Ale skoro mamy do tego dokładać to w ogóle lepiej dać sobie spokój z tą działalnością i przestać pożyczać/ubezpieczać w ogóle. Żeby nie stracić płynności finansowej możemy zrobić jedną z dwóch rzeczy:
- Podnieść oprocentowanie kredytu i składkę ubezpieczenia dla wszystkich. Jeden z beneficjentów zużywa nieproporcjonalnie więcej środków niż inni (czyli jest klientem o większym ryzyku), ale wszyscy solidarnie się na to zwiększone zużycie zrzucają. Czyli płacą np. 15 zł zamiast 10. Jest to metoda obowiązująca np. w ubezpieczeniu zdrowotnym — wysokość składki nie jest uzależniona np. od palenia tytoniu, choć istnieje związek przyczynowo-skutkowy między tym nałogiem a kosztownymi w leczeniu chorobami.
- Zróżnicować oprocentowanie kredytu i składkę ubezpieczenia proporcjonalnie do ryzyka. Czyli na przykład uzależnić wysokość składki ubezpieczeniowej od ilości przejechanych kilometrów, a oprocentowanie kredytu od zawodu. </ul> Podsumowując, wysokość składki ubezpieczeniowej wynika z prawdopodobieństwa zajścia ubezpieczanego zdarzenia. Jedną z funkcji oprocentowanie kredytu jest ubezpieczenie jego niespłacenia, więc im większe ryzyko niespłacenia, tym oprocentowanie wyższe. To właśnie dlatego pożyczki udzielane przez firmy typu Providenta są takie drogie — są po prostu udzielane praktycznie każdemu, więc obarczone wysokim ryzykiem niespłacenia. Wracając do oryginalnej tezy o "takich większego ryzyka, którzy za to zapłacą" to jest to oczywiście bzdura. Za tych, którzy nie spłacają swoich kredytów płacą je inni kredytobiorcy bo ktoś musi. Spłacają je zarówno ci z grup niskiego ryzyka (niższe oprocentowanie), jak i ci z grupy wysokiego ryzyka (wyższe oprocentowanie). Ci z grupy wyższego ryzyka płacą wyższe oprocentowanie bo statystycznie więcej z nich nie spłaci kredytu, więc muszą to z góry pokryć, a nie dlatego by inni mogli się pławić w niższym oprocentowniu. Czy to sprawiedliwe? Nie, bo ubezpieczenia są co do zasady zawsze "niesprawiedliwe" w ujęciu jednostki w danej chwili. Mają za to ogromne korzyści dla populacji w dłuższych okresach czasu, stąd są tak powszechne. Mówienie w tym kontekście o dyskryminacji świadczy o kompletnym poplątaniu pojęć i niezrozumieniu istoty ubezpieczenia. Najlepsze, że punkt widzenia jest tutaj mocno uzależniony od punktu siedzenia (Koniec ubezpieczeniowej dyskryminacji? Kobiety zapłacą więcej za OC, Pogromcy mitów: Korwin-Mikke o ubezpieczeniach OC). Modelowanie ryzyka to obecnie potężna i szybko rozwijająca się dziedzina (nauki aktuarialne), oparta na modelowaniu matematycznym, uczeniu maszynowym i eksploracji danych (a czasem bezmyślnego gadżeciarstwa). To przeważnie działa, choć często całkowicie wbrew mądrości ludowej i intuicji. Z tego powodu wiele osób odczuwa irracjonaly lęk i niechęć wobec sytuacji gdy decyzja o przyznaniu im kredytu jest uzależniona od jakichś tabelek i cyferek, a nie prostego faktu bycia sobą i szczerej chęci jego spłacenia. Nikt jednak nie chce jakoś pamiętać, jakie było oprocentowanie kredytów w Polsce w latach 90-tych, kiedy cały ten system reputacyjno-weryfikacyjny był w powijakach a głównym kryterium gwarantującym uzyskanie kredytu były koneksje osobiste i polityczne.