Handel emisjami rzeczywiście tworzy nową ekonomię

2010-11-25 00:00:00 +0000


Według aktywistów ekologicznych kreowane przez państwo rynki np. handlu emisjami przyczyniają się do powstawania nowych miejsc pracy. Teraz mamy dowód, że tak jest w istocie. Zjawisko to nosi ładną nazwę zielonych miejsc pracy. Co prawda konserwatywne think-tanki przekonują, że subsydiowanie miejsc pracy w “zielonym” sektorze powoduje jedynie ich znikanie gdzie indziej, więc bilans pozostaje ten sam. Ale to nieprawda - sam system handlu emisjami przyczynił się do stworzenia dwóch nowych rynków.

I tak, kilka lat temu wypączkowane z ONZ międzynarodowe organizacje postanowiły pomóc krajom rozwijającym się w utylizacji gazu HFC-23, uznanego przez IPCC za 11 tys. razy bardziej niebezpieczny dla klimatu od dwutlenku węgla. W zamian za każdą zutylizowaną jednostkę HFC-23 podmioty w państwach rozwijających się otrzymują certyfikaty emisyjne, które mogą później z zyskiem sprzedawać firmom w krajach rozwiniętych.

Zgodnie ze zdrowym rozsądkiem chińskie firmy zaczęły więc produkować HFC-23 wyłącznie po to by go zaraz potem zutylizować i uzyskać certyfikaty. A to oznacza przecież nowe miejsca pracy (co prawda w Chinach). Obecnie Unia Europejska zapowiada, że właśnie przygotowuje decyzję, która zakończy ten cyrk ale w międzyczasie powstało silne lobby firm, które zainwestowały w wykreowany przez ekologów rynek. To co dzisiaj Unia nazywa “skandalem” jest praktykowane co najmniej od 2007 roku, więc zmiana status quo może być niełatwa.

Innym rynkiem stworzonym wyłącznie przez system handlu emisjami są wyłudzenia podatku VAT dokonywane według od dawna znanej techniki karuzelowej. O ile jednak karuzela zrobiona np. na telefonach komórkowych wymaga ponoszenia jakichś kosztów o tyle wykorzystanie do tego wirtualnych uprawnień emisyjnych w ETS jest rozwiązaniem idealnym dla zwolenników polityki klimatycznej jako narzędzia redystrybucji bogactwa.

Według Europolu, ponad 90% transakcji na niektórych rynkach ETS mogło być transakcjami fikcyjnymi, służącymi wyłącznie wyłudzeniom. Państwa członkowskie poniosły w ich stratę rzędu 5 mld euro, ale nie można nie doceniać roli tego rynku w tworzeniu nowych miejsc pracy w Rosji czy Albanii. W Europie ETS przysłużył się także interesom wielkiego przemysłu, który wylobbował sobie odpowiednie przywileje.

Przy tych niewątpliwych osiągnięciach europejskiej konkurencyjności, innowacyjności i gospodarki opartej na wiedzy aż wstyd dodawać, że niedawno bez większego rozgłosu swój koniec ogłosiła amerykańska giełda emisji CO2. Tylko, że oni tam niestety nie mają ani VAT (przy sales tax to nie działa), ani przepisów nakazujących handel emisjami tego gazu, ani nawet wyśmienitego planu innowacji w stylu EU 2020