Dlaczego nie rewolucja?

2013-11-05 00:00:00 +0000


Po śmierci Tadeusza Mazowieckiego na chwilę rozgorzała od nowa dyskusja o “grubej kresce”. Lektura kilku artykułów na ten temat skłoniła mnie, żeby napisać o czymś, co nasunęło mi się na myśl już dawno, po lekturze książki Bertranda Russella “Praktyka i teoria bolszewizmu”. Jeśli chodzi o sens słów Mazowieckiego o “grubej linii” to właściwie nie ma o czym mówić — wynika to jednoznacznie z treści jego wypowiedzi i jest to dość dobrze udokumentowane na Wikipedii (Gruba kreska). Mazowiecki nie mówił wtedy o bezkarności dla komunistów. Nie zmienia to jednak faktu, że tak rozumiana “gruba kreska” była zjawiskiem realnym, choć nie miało to nic wspólnego z Mazowieckim. Ci, którzy w PRL łamali prawa człowieka praktycznie nie ponieśli żadnych konsekwencji. Trwające po 20 lat procesy zabójców z “Wujka” czy stalinowskich śledczych to raczej parodia niż realne rozliczenie przestępstw, które były nimi nawet według prawa PRL.

Tymczasem od 1989 roku tli się dyskusja o tym, co by było gdyby nie było “grubej kreski”. Czyli: gdyby komunizm w Polsce został obalony przemocą, w wyniku narodowego powstania. Gdyby tłum, jak w Rumunii, rozstrzelał czołowych przywódców komunistycznych i rozpoczął w trybie nadzwyczajnym ściganie pracowników SB, ZOMO czy członków PZPR? Żeby było jasne — rola tych ostatnich w utrwalaniu w Polsce marksizmu-leninizmu nie ulega dla mnie wątpliwości. Wierzyć w marksizm w latach 80-tych mógł tylko ktoś kompletnie oderwany od rzeczywistości. Zresztą, wiara nie jest żadnym usprawiedliwieniem, bo wtedy musielibyśmy usprawiedliwić Breivika czy Kaczynskiego. Do wstępowania do PZPR czy SB nikt — zwłaszcza w Polsce — nie zmuszał. Był to więc wyłącznie oportunizm i chęć poprawienia swoich warunków życiowych za cenę kolaboracji z reżimem, który był ewidentnie zły.

Ale kluczowe jest pytanie: czy gdyby ich wtedy posadzono przed doraźnymi sądami i w trybie przyspieszonym odpłacono za niegodziwości, to czy w Polsce byłoby dzisiaj lepiej? Czy też może lepiej, że wyszło jak wyszło — praktycznie z dnia na dzień przefarbowali się z marksistów na wyzyskiwaczy, pootwierali firmy i gazety?

Świadek jutrzenki komunizmu

W 1920 Bertrand Russell wyjechał do nowopowstałego ZSRR jako członek delegacji brytyjskich komunistów, samemu oczywiście będąc też komunistą. W odróżnieniu od swoich towarzyszy (i wielu późniejszych intelektualistów) po powrocie nie pisał jednak panegiryków na cześć ZSRR. Opisał to co widział i poddał to krytycznej analizie, tym bardziej bolesnej, że oznaczała ona w znacznym stopniu zanegowanie komunistycznego systemu wartości, który sam wyznawał przed wyjazdem.

W 1920 roku, zaledwie trzy lata po rewolucji, wielu sympatyków komunizmu oszukiwało się nadziejami, że to tylko początek, niezbędna “choroba dziecięca” komunizmu, że “nie da się zrobić omleta bez rozbicia paru jajek” i tak dalej. Russell zobaczył to co zobaczył i wykazał się w swojej analizie nie tylko niezwykłym na tle sobie współczesnych realizmem ale i umiejętnością przewidywania przyszłości rewolucji radzieckiej. Większość z tego co prognozował spełniło się w latach późniejszych.

Jego obserwacje są przede wszystkim gorzką refleksją nad “socjalizmem rewolucyjnym”, czyli opartym na myśli Marksa i Engelsa stanowczym twierdzeniem, wyniesionym przez Lenina do rangi dogmatu, że społeczna “przemiana jakościowa” może się dokonać wyłącznie na drodze krwawej rewolucji (patrz dyktatura proletariatu). Kult ten wyziera także i dzisiaj z popkulturowych obrazków “Che” Guevary, idea rewolucji wciąż fascynuje i przyciąga.

Na miejscu Russell przekonał się, że pomimo ogromu niesprawiedliwości jakich doświadczali Rosjanie za caratu po rewolucji było już tylko gorzej. Russell poświęca sporo miejsca rozważaniom, na ile jej charakter był determinowany rosyjską tradycją i zacofaniem, a na ile wynika z charakteru samej rewolucji. Oczywiście, prowadzi te rozważania w kontekście możliwego wybuchu rewolucji w Anglii, i ostatecznie dochodzi do wniosku, że jest to jednak immanentna cecha ruchów rewolucyjnych. Każda rewolucja przyciąga pewien specyficzny typ ludzi, co zawsze musi skończyć się krwawą łaźnią:

Unfortunately, violence is in itself delightful to most really vigorous revolutionaries, and they feel no interest in the problem of avoiding it as far as possible. Hatred of enemies is easier and more intense than love of friends. But from men who are more anxious to injure opponents than to benefit the world at large no great good is to be.

Naturalną skłonnością człowieka wobec skomplikowanego systemu, zwłaszcza, jeśli jest on beznadziejnie zdegenerowany, jest chęć zastosowania “wariantu zerowego”: zaorania wszystkiego, wypalenia do ziemi, przecięcia węzła gordyjskiego. Na popiołach zbudujemy nowy świat, a ponieważ będzie on tworzony od zera, możemy go stworzyć czystym, zrozumiałym i przejrzystym.

Niestety, jak zauważa Russell, ludzie, którzy przeszli przez etap “oczyszczania”, nie są tymi samymi co przed rewolucją. Zmienia się ich system wartości, porzucają humanizm na rzecz dogmatyzmu i nabierają niezwykłej łatwości poświęcania jednostek w ofierze abstrakcyjnego celu. Metody wyuczone i uznane za skuteczne w trakcie rewolucji nie są w czasie pokoju odkładane do arsenałów, lecz wprost przeciwnie, znajdują zastosowanie w budowie nowego projektu. Pokój nigdy nie nastaje, budowa nowego świata jest nieustającą wojną, z adektwatnymi metodami:

Not that capitalism is less bad than the Bolsheviks believe, but that Socialism is less good, not in its best form, but in the only form which is likely to be brought about by war. The evils of war, especially of civil war, are certain and very great; the gains to be achieved by victory are problematical. In the course of a desperate struggle, the heritage of civilization is likely to be lost, while hatred, suspicion, and cruelty become normal in the relations of human beings. In order to succeed in war, a concentration of power is necessary, and from concentration of power the very same evils flow as from the capitalist concentration of wealth.

Russell nie skupia się tylko na radzieckiej praktyce. Książka nosi w końcu tytuł “Praktyka i teoria”, zatem poświęca także sporo miejsca analizie marksistowskich koncepcji materializmu dialektycznego i historycznego. Dochodzi do wniosku, że mają one charakter dogmatów a nie “obiektywnych praw”, za jakie chcieliby je postrzegać marksiści. Wysuwa właściwie większość współcześnie znanych argumentów krytycznych — tylko, że robi to ponad pół wieku przed Popperem czy Kołakowskim.

Ostatecznie wyjeżdża z Rosji z tym samym głębokim przekonaniem o ułomności kapitalizmu, z którym przyjechał, ale komunizm przestaje być dla niego jakąkolwiek alternatywą:

I went to Russia a Communist; but contact with those who have no doubts has intensified a thousandfold my own doubts, not as to Communism in itself, but as to the wisdom of holding a creed so firmly that for its sake men are willing to inflict widespread misery.

Istotna z współczesnego punktu widzenia część jego rozważań dotyczy tego w jakim stopniu można rozluźniać więzy zasad państwa prawa w celu osiągnięcia szczytnego społecznie celu. W ZSRR zostały one nie tyle rozluźnione, co porzucone całkowicie. Było to wpisane w elementarne założenia marksizmu — materializm dialektyczny wyklucza istnienie jakichkolwiek obiektywnych punktów odniesienia. Gwarantowane w Konstytucji prawa obywatelskie mogą być interpretowane tylko przez pryzmat “stosunków własności i środków produkcji”, co w praktyce oznacza całkowitą dowolność interpretacji a ich ostateczna wersja jest i tak zawsze wyznaczana przez partię. Russell wyraźnie dostrzegł prawdziwy obraz dyktatury proletariatu, którą współcześni marksiści nieudolnie próbują wybielać jako “przenośnię”:

Friends of Russia here think of the dictatorship of the proletariat as merely a new form of representative government, in which only working men and women have votes, and the constituencies are partly occupational, not geographical. They think that "proletariat" means "proletariat," but "dictatorship" does not quite mean "dictatorship." This is the opposite of the truth. When a Russian Communist speaks of dictatorship, he means the word literally, but when he speaks of the proletariat, he means the word in a Pickwickian sense. He means the "class-conscious" part of the proletariat, i.e., the Communist Party.

Russell nie miał wątpliwości, że przeniesienie tych metod na grunt europejski nie skończy się “cywilizowanym komunizmem” (jak wierzą z kolei zwolennicy teorii o “rosyjskich” korzeniach wypaczeń komunizmu), tylko zeuropeizowaną wersją bolszewizmu:

I believe that, if the Bolshevik theory as to the method of transition is adopted by Communists in Western nations, the result will be a prolonged chaos, leading neither to Communism nor to any other civilized system, but to a relapse into the barbarism of the Dark Ages.

Analogie do sytuacji Polski po 1989 roku powinny być, zwłaszcza po tych dwóch akapitach, dość jasne. Każde poluzowanie zasad demokratycznego państwa prawa, nawet w imię słusznego celu, musi się prędzej czy później skończyć stopniowym pogrążeniem w chaosie bezprawia. Wypracowane z wielkim trudem (dosłownie: po trupach) zasady, wywodzące się z prawa rzymskiego i chrześcijaństwa, wydają się dzisiaj tak oczywiste, że ich “chwilowe zawieszenie” bywa kuszące i usprawiedliwione interesem państwa. Ale to błąd — tylko one sprawiają, że społeczeństwo jest społeczeństwem, a nie polem zażartej walki wszystkich przeciw wszystkim, jakim był ZSRR, zwłaszcza w okresie Wielkiego Terroru.

Ślady tego myślenia widzieliśmy w latach 2005-2007, kiedy PiS w walce z korupcją w sposób systemowy naginał podstawowe zasady europejskiego systemu prawnego takie jak domniemanie niewinności. Widzimy je także niekiedy w postępowaniach skarbowych, administracyjnych czy sądowych, co ma fatalny wpływ na spójność polskiego społeczeństwa i na jego zaufanie do państwa.

Podsumowując, z perspektywy czasu wydaje mi się, że lepiej uniewinnić z braku dowodów stu zomowców, niż skazać jednego ale niesłusznie (osobnym skandalem jest fakt, że te wyroki, jakie by nie były, są nieraz wydawane po 20 latach postępowań).

Osobną prośbę mam do kolegów, którzy “mają serce” mocno po “lewej” lub “prawej” stronie, wkurza ich obecny chaos i jedyną (to istotne!) drogę wyjścia widzą przez zbrojne powstanie, rewolucję i inne radykalne środki. Przeczytajcie Russella, warto się na uczyć błędach wcześniejszych pokoleń.