Dlaczego centralne planowanie innowacji nie działa?

2010-10-21 00:00:00 +0100


Zakończyły się właśnie XXVI Jesienne Spotkania PTI, a na nich jak zwykle mnóstwo opowieści z historii informatyki w Polsce. W tym jedna ilustrująca niewydolność centralnego planowania w praktyce. W jednej z prezentacji (“Informatyka i kultura” Marka Średniawy) prezes PTI Marek Hołyński gościnnie opowiedział o swoich pionierskich pracach nad grafiką komputerową w PRL (1976), które prowadził w jednym z instytutów często wizytowanym przez delegacje radzieckie.

Jeden z rosyjskich akademików widząc prezentację animowanego sześcianu na ekranie komputera skomentował to mniej więcej tak:

Panowie, komu są potrzebne jakieś zabawy, skoro tysiące ludzi czeka na elektroniczne sterowanie obrabiarkami!?

Dzisiaj wartość rynku grafiki komputerowej to 150 miliardów dolarów, z czego oprogramowanie to ok. 10%, do tego rynek wspomaganego komputerowo projektowania o wartości ok. 6 mld dolarów.

Za tego typu opiniami o tym co jest ważne a co nie, podejmowanymi przez stosunkowo niewielkie grupy ekspertów, idą inwestycje sektora publicznego i finansowanie badań. KPZR, gdyby tylko starczyło jej kasy, zapewne po dziś dzień finansowałaby te obrabiarki, grafikę komputerową traktując jako imperialistyczną fanaberię w rodzaju reakcyjnej genetyki.

Polecam tę obserwację również zwolennikom komitetowego “wspierania innowacyjności”. Jego długoterminowego wpływu na gospodarkę trudno się doszukać tak w gospodarce jak i w edukacji i badaniach naukowych.

Czy zamiast skupiać finansowanie innowacji w rękach wąskiej grupy ekspertów z ich prywatnymi przekonaniami i uprzedzeniami nie lepiej pozostawić je każdemu, kto widzi niszę rynkową i chce zaryzykować jej zapełnienie?