Amber Gold - nie pytali, to nie mówił?

2012-08-13 00:00:00 +0100


Artykuł 18 § 2 kodeksu spółek handlowych zabrania ustanawiania członkiem zarządu, rady nadzorczej, komisji rewizyjnej albo likwidatorem osób, które były skazane prawomocnym wyrokiem sądu za szereg przestępstw (przeciwko mieniu, dokumentom, obrotowi gospodarczemu itd). Jak wynika ze śledztw dziennikarskich założyciel Amber Gold ma na koncie sporo wyroków, w tym wiele całkiem świeżych – ostatni z 2010 roku (Już 7 wyroków szefa Amber Gold. Zagadkowa pobłażliwość Temidy). Na oko praktycznie wszystkie zaliczają się do katalogu przestępstw wymienianych w 18 § 2 ksh. Równocześnie Plichta bez żadnego problemu rejestrował kolejne spółki — ich łączna liczba wynosi obecnie około dziesięciu (Amber Gold. Gąszcz spółek małżonków Plichtów).

Gdańscy sędziowie pytani o tę niespójność tłumaczą się, że “ustawa nie wymaga zbierania oświadczeń” o niekaralności (Jak sądy sprzyjały biznesom szefa Amber Gold Marcina Plichty). Z tego samego artykułu można się jednak dowiedzieć, że zbierania takich oświadczeń ustawa jakoś “nie zabroniła” sądom na Śląsku. Sytuacja w ogóle dość zabawna — to samo państwo, ta sama litera prawa… a praktyka sądów całkiem odmienna. Polska dzielnicowa czy też może wciąż przyzwyczajenia z dawnych zaborów?

Sądów niestety nie obowiązuje artykuł 220 kodeksu postępowania administracyjnego, który mówi, że organ administracji publicznej co do zasady nie ma prawa żądać od obywatela informacji, które sam sobie może sprawdzić. Dlatego sądy nadal mogą “zbierać oświadczenia”.

W tym konkretnym przypadku przyzwyczajenia i obyczaje wymiaru sprawiedliości jawią się jeszcze bardziej absurdalnymi niż zwykle, bo operatorem Krajowego Rejestru Karnego jest nie kto inny jak Ministerstwo Sprawiedliwośc, które zarządza też przecież Krajowym Rejestrem Sądowym. Równocześnie, jak z kolei twierdzi Iustitia, sądy nie mają dostępu do KRK — nie mają, bo nikt im go nie dał.

Innymi słowy osoba chcąca zarejestrować spółkę w najlepszym wypadku musi biegać między dwoma piętrami, w najgorszym — między dwoma sądami na dwóch końcach miasta. Jedyny cel tej wędrówki to przeniesienie między budynkami świstka rzekomo potwierdzającego informację, która leży sobie spokojnie w rejestrze zarządzanym przez ministerstwo sprawiedliwości, któremu oba sądy podlegają pod względem organizacyjnym.

Logicznym rozwiązaniem powinno być zatem upewnienie się, że każdy sąd rejestrowy w Polsce ma internetowy dostęp do Krajowego Rejestru Karnego i wprowadzić do procedur tych sądów sprawdzanie karalności osób wymienionych w art. 18 ksh. Mam jednak dziwne wrażenie, że zamiast tego wielce światli prawnicy będą na gruncie doktrynalnym spierać się o poprawność takiego rozwiązania przez jakieś pół roku, aż wszyscy zapomną już o Amber Gold i podniecą czymś nowym. A potem wszystko zostanie po staremu…