MCI prawomocnym wyrokiem sądu apelacyjnego uzyskało odszkodowanie w wysokości 46 mln zł za “doprowadzenie do upadłości na skutek błędnych i podejmowanych z naruszeniem prawa decyzji organów podatkowych”. Sprawy JTT oraz Romana Kluski (Optimusa) były podwójną porażką polskiej administracji publicznej.
Po pierwsze, w wyniku “błędnych i podejmowanych z naruszeniem prawa decyzji organów podatkowych” doprowadzono do upadku dwie firmy dające pracę kilku tysiącom osób i płacące miliony złotych w podatkach. Po drugie, teraz wszyscy podatnicy zrzucą się po raz kolejny na odszkodowanie dla MCI — które mu się rzecz jasna należy. Jaką odpowiedzialność poniosą osoby, które za sprawy JTT i Optimusa były bezpośrednio odpowiedzialne? Żadną.
Żeby zrozumieć kulisy obu spraw najlepiej zapoznać się z Białą księgą Optimus i JTT opublikowaną w 2006 roku przez Ministerstwo Finansów. Autorzy wskazali tam na następujące przyczyny obu “afer”:
- nieprzejrzyste działania aparatu skarbowego - nadmierne stosowanie tajemnicy służbowej do blokowania dostępu opinii publicznej do ustaleń kontroli skarbowej,
- długotrwałe tolerowanie patologicznego mechanizmu prawnego, niezdolność ustawodawcy do odpowiednio wczesnego zlikwidowania zbędnego mechanizmu prawnego, zanim przerodził się w patologię,
- nieskoordynowane i niespójne podejście organów administracji publicznej do niejednoznacznych przepisów prawa,
- niekonsekwencja Ministerstwa Finansów, które z jednej strony uznawało błędność tego przepisu ale równocześnie karało przedsiębiorców za jego naruszenie,
- "niepokojąca zbieżność działań administracji terenowej (Starostwo, Urząd Wojewódzki, Wojskowa Komenda Uzupełnień)" w stosunku do oskarżonych </ul> Z jednej strony przejrzystością działań skarbówki jest już o wiele lepiej, mamy indywidualne interpretacje — przeciwko którym też przecież sektor publiczny protestował, bo według nich problem niskiej jakości prawa nie istniał. Z drugiej strony co zrobiono dla poprawy jakości prawa stanowionego? Literalnie nic, czego dowodem są ustawy hazardowa i medialna. Ministerstwa nadal działają jak udzielne księstwa, co urząd to interpretacja, a do tego dochodzą jeszcze lokalne "zwyczaje". Z trzeciej strony, lokalne koterie urzędnicze mają się całkiem nieźle, o czym świadczy ten przypadek z Katowic. Żeby uświadomić sobie poziom prymitywizmu działań nowosądeckiej administracji proszę przyjrzeć się zwłaszcza działaniom WKU w sprawie Kluski — po rozpoczęciu sprawy skarbowej do domu wjechało mu jeszcze wojsko! A potem reporter GW z niedowierzaniem słuchał odpowiedzi płk Zdzisława Gnatowskiego, który z całą powagą cytował przepisy o "obowiązkach na rzecz obronności państwa". Ciekawe czy nadal obowiązują?